Wyszło całkiem spore, a nawet rzekłabym duże. Kanapka z połową wczorajszej, kolacjowej pasty jajeczno-rybnej i mniejsza porcja kaszy manny z ziarnami słonecznika, malutkim bananem i mandarynką.
II śniadanie:
11.00 średnie jabłko, o 13.00 dwie kanapki z chlebem pełnoziarnistym, serkiem kanapkowym, szynką drobiową, ogórkiem i sałatą.
Obiad:
Kolejny całkiem duży posiłek. Panga z sosem cytrynowo-jogurtowym, gotowane warzywa, brązowy( naturalny) ryż.
Kolacja:
Kanapka z chlebem pełnoziarnistym i pastą rybną+ dwa kopczyki tej samej pasty rybnej ^^
Całkiem smacznie, ale nieco w pośpiechu. Wydaje mi się, że dzisiejsze dania, wszystkie były ciut za duże niż powinny. Cóż, życie ;D A tata jak zwykle musi próbować wybić mnie z rytmu. Kolejne dwie czekolady+ dwa opakowania Merci. Jak patrzę na mojego 19 letniego brata, opychającego się kolejnymi tabliczkami czekolady, nadal ważącego ok.67kg, mam ochotę iść zamknąć się w pokoju i już z niego nie wychodzić. Czemu wszyscy mogą się opychać słodyczami i nie tyć w ogóle, a ja nie jedząca nic lub raz ale bardzo rzadko nawet schudnąć nie mogę ?! To takie smutne :( Nie będę się tutaj użalać, idę pisać kolejnego posta ;)
Patrząc się na te jedzenie sama staje się głodna :( Muszę zapamiętać by nie wchodzić z pustym rządkiem na bloga :P taki mały żarcik :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam http://wholelifeonthesofa.blogspot.com/