30 sierpnia, 2013

Konkurs fotograficzny

Cześć Wam :) 
Ten post nie będzie na żaden konkretny temat. Chciałabym w nim poprosić Was o głosy. Chciałabym, abyście zagłosowali na moje zdjęcie zgłoszone do konkursu fotograficznego: http://wody.wwf.pl/konkurs/pl/project/940/jezioro_ros_o_zachodzie_slonca.

Możecie dalej udostępniać, rozsyłać i powiadamiać znajomych. Każdy głos jest na wagę złota i każdy pomaga mi się zbliżyć do wygranej. Klikać można codziennie, ale niestety tylko do jutra. Powiadomcie mnie o każdym głosie tutaj w komentarzu. Następnie wyślę Wam wiadomość przypominającą o jutrzejszym kliknięciu :)
Jeszcze raz bardzo proszę i serdecznie dziękuję za każde działanie :)

29 sierpnia, 2013

Informacje o.. kasza gryczana

Informacje o.. Na blogu pojawił się tylko jeden taki post, a był on o kaszy manny. Dosyć dawno temu pisałam Wam, że zamierzam do nich wrócić. Dokładnie tak robię i dzisiaj dodaję wpis na temat kaszy gryczanej, którą uwielbiam.

Jak powstaje kasza gryczana?:
Wszystko zaczyna się od gryki, a dokładnie jej nasion. Są one następnie oczyszczane i polerowane. Zależnie od celu, niektóre są prażone, a niektóre nie. Można w sklepach znaleźć także taką, która gotuje się w 8 minut. Czemu tak szybko? A no właśnie dlatego, że została ona pozbawiona cennej 'pokrywy', która zawiera najwięcej błonnika. Oczywiście im produkt był poddawany mniejszej ilości zabiegów - tym lepiej.

Którą najlepiej wybrać?:
Jak wyżej wspomniałam im mniej oczyszczona, tym lepsza. Tak więc najlepszym wyborem będzie ta niepalona. Prażona przy paleniu traci ok. 50%  wartości odżywczych jednak w smaku jest bardziej wyrazista. Te gotujące się w kilka minut najlepiej od razu skreślić z listy. Zostały prawie zupełnie pozbawione najważniejszych składników.

Dlaczego jest tak ważna w diecie?:
Zawiera ona witaminy z grupy B, takie jak B1, B2 i B6 oraz PP (B3), która obniża poziom złego cholesterolu i zapobiega chorobom serca. Oprócz tego kasza gryczana jest bogata w związki mineralne głównie potasu (obniża ciśnienie), żelaza (jeden ze składników hemoglobiny zapobiegający niedokrwistości) i magnezu (korzystnie działa na układ nerwowy i pracę wszystkich mięśni), ale także wapnia i fosforu. Białka pochodzące z tej kaszy są cenniejsze od białek zbóż, a pod względem wartości odżywczych przewyższają ryż, makaron i ziemniaki.

Ciekawostki:
  • Nie zawiera glutenu 
  • W medycynie ludowej ceniona za ograniczanie obfitego miesiączkowania.
  • Odwar (jeden z rodzajów wyciągów wodnych. Otrzymuje się go w ten sposób, że odmierzoną ilość ziół zalewa się letnią wodą i gotuje przez 5-30 minut, zależnie od potrzeby, pod przykryciem*) z kaszy podawano przy biegunkach.
Ciekawe artykuły w internecie:
*Wikipedia

Życzę Wam smacznej kaszy i jak najbardziej polecam. Lubie kasze? Jaka jest Wasza ulubiona? 

27 sierpnia, 2013

Nominacja do The Versatile Blog Award

Właśnie przed chwilą przeczytałam komentarz, w którym zostałam nominowana do The Versatile Blog Award. Od kogo? Od Miki z blogu szkicowanie miki. Ja serdecznie dziękuję, a Was zapraszam do odwiedzin :) 

Zasady The Versatile Blog Award

1. Nominowana osoba pokazuje nagrodę. 
2. Dziękuję za nominacje. 
3. Ujawnia 7 faktów o sobie. 
4. Nominuje 15 blogów. 
5. Informuje o nominacji wybrane blogi.

Nie za bardo wiem co autor tagu miał na myśli pisząc punkt pierwszy, więc go ominę. Podziękowania były wcześniej :) Teraz fakty o mnie. Nie miałam zielonego pojęcia jakie, by mogły one być, więc poprosiłam kilka osób, które mnie najlepiej znają, by napisali o mnie 7 faktów. Napiszę te najciekawsze i te, które się powtarzały :) Oto one:

  1. "Uwielbiam język niemiecki"
  2. "Mogłabym godzinami siedzieć w salonie fryzjerskim, albo przed półką z odżywkami, szamponami, grzebieniami i różnymi takimi pierdółkami do włosów"
  3. "Lubię uprawiać sport"
  4. "Jestem dobra z ortografii"
  5. "Prowadzę zdrowy tryb życia"
  6. "Baaardzo dbam o włosy"
  7. "Uwielbiam wypominać ludziom ich przekręcone słowa, a gdy oni mi coś wypomną to jest: "Oj.. *imię*"
Szczerze to żałuję, że mogę tylko wymienić 7 faktów, bo reszta podobała mi się tak samo :)

Kogo nominuję?:

26 sierpnia, 2013

Przepis nr 4: kurczak na ostro ze szpinakiem i kaszą gryczaną

"Przepis nr 4 [...], zaraz. To ona dodaje przepisy?" Tak właśnie. Na początku istnienia bloga pojawiły się 3 przepisy z czego wszystkie nie były moją własnością. Dzisiaj mam jednak dla Was przepis, co prawda mało kreatywny, ale za to własnego pomysłu :)


Kurczak na ostro podany ze szpinakiem i kaszą gryczaną.

Składniki na jedną, niedużą porcję:
  • pierś z kurczaka, ok. 100g
  • szpinak mrożony, u mnie 3-4 kawałki (brykietów), szacując może być ok. 70g
  • kasza gryczana 1 torebka, natomiast ja zjadam ok. 1/3, czyli 30g
  • przyprawy do kurczaka: ostra papryka, słodka papryka, curry, przyprawa do kurczaka (Prymat mi najbardziej odpowiada), odrobina oregano i bazylii
  • przyprawy do szpinaku: sól, cukier, płaska łyżka masła, czosnek granulowany (może być także świeży), bazylia
  • dwie płaskie łyżki mleka (zastosowanie czyt. sposób wykonania)

Sposób wykonania:
Myjemy pierś z kurczaka i wykrawamy niepotrzebne części. Całość kroimy na nieduże kawałki widoczne na zdjęciu (wielkość nie ma znaczenia. Można równie dobrze zrobić pierś tak samo w całości). Wsypujemy przyprawy według uznania ( u mnie najmniej curry, bo dosłownie dwie szczypty), dodajemy mleko. Mleko ma działać jak jajko, gdy pieczemy, np. słodkie bułeczki. Sprawia, że mięso później nie jest suche i się nie przypala. Wszystko dokładnie mieszamy i odstawiamy na bok. W tym czasie włączamy kaszę gryczaną na gaz (ja nie solę). Zamrożone brykiety szpinaku wrzucamy na patelnie razem z masłem i czekamy aż się rozpuszczą. Następnie dodajemy wszystkie przyprawy (również według uznania, jednak nie przesadzajcie z solą i cukrem!) oprócz bazylii. Gdy szpinak będzie całkowicie rozpuszczony i chwilę się 'podsmaży' ze wcześniejszymi przyprawami, można dorzucić bazylię. Następnie zakrywamy patelnię pokrywką i dusimy całość przez ok. 2-3 minuty. Po tym czasie szpinak jest gotowy i można go zdjąć z palnika. Kurczaka układamy na pergaminie i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy ok. 10-15 minut. Stan gotowości mięsa sprawdzamy krojąc najgrubszy kawałek. Jeśli jest w środku biały - pierś jest gotowa, jeśli lekko różowy - wkładamy z powrotem na krótką chwilę. 

A tutaj mam dla Was jeszcze dwie inne fotki: 


Co prawda przepis nie jest do końca taki idealny, bo jak można zauważyć do szpinaku dodajemy masło i cukier, które jednak nie są mile widziane. Myślę jednak, że nic nikomu się nie stanie jeśli raz na jakiś czas doda sobie takie 'przyprawy' do obiadu, a wierzcie, efekt jest naprawdę pyszny :) Mam również wersję z groszkiem zielonym z puszki, ale to innym razem :) 
Składniki i sposób przyrządzenia pisałam z pamięci, ponieważ robiłam sobie taki obiad jakiś tydzień temu i jeśli czegoś zabrakło lub czegoś zapomniałam uzupełnię w najbliższym czasie, oczywiście Was o tym informując. Jednak wszystkie najważniejsze produkty zostały wymienione i spokojnie sami możecie wymyślać swoje wariacje :)

Zachęcam do wypróbowania i czekam na Wasze komentarze. Smacznego! :)

22 sierpnia, 2013

Żel pod prysznic Dove go fresh Rebalance

Tym razem znowu mam dla Was recenzję, ale następny wpis będzie na trochę inny temat - przynajmniej się postaram :)

Żele Dove.. Pewnie część z Was już je miała w swojej łazience, jednak ja jestem nic zachwycona i muszę o nim napisać :)



 Żel pod prysznic Dove go fresh Rebalance ze śliwką i kwiatem wiśni, 250 ml

Dostępność:
Zakupić go można w każdym hipermarkecie, drogeriach i zapewne w mniejszych sklepikach także.

Skład: 
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Cocoyl Glycinate,  Lauric Acid, Sodium Lauroyl Isethionate, Glycerin, Helianthus Annuus Hybryd Oil, Prunus Salicina Friut Extract, Prunus Serrulata Flower Extract, Lactic Acid, Maltodextrin Stearic Acid, Sodium Palmitate, Sodium Isethionate, Parfum, Sodium Chloride, Carbomer, Sodium Stearate, Titanium Dioxide, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Palm Kernelate, Zinc Oxide, Tetrasodium EDTA, Tetrasodium Eitronate, Alumina, Sodium Hydroxide, Citric Acid, BHT DMDM Hydantion, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Methylisothiazolinone, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Geraniol, Limonene, Linalool, CI 77891, CI 42090, CI 17200.

Wydajność: 
W tej kwestii jest przeciętny. Nie trzeba go użyć dużo, bo szybko się pieni, ale należy aplikować go 2 do kilku razy w ciągu jednej kąpieli. Mi osobiście starczył na jakieś 5-6 miesięcy.

Konsystencja:
Jest (według mnie) bardzo gęsty. Dla mnie jest to plus, ponieważ używamy go tyle ile potrzebujemy, panując na ilością. Przy wodnistych żelach często zdarza się, że wypływa ich znacznie więcej niż jest potrzebne. Spoistość idealna :)

Zapach: 
Zniewala od pierwszego 'wąchnięcia' :) Już z opakowania wydobywa się jego owocowa woń. Jest jednocześnie słodki, ale nie mdły. Po prostu cudo :) Na skórze utrzymuje się całkiem długo. Trudno mi określić ile dokładnie, bo w sumie nie patrzyłam na zegarek, ale myślę, że kilka godzin na pewno (2-4). Oprócz tego, gdy ponownie wchodziłam do łazienki zapach dalej się utrzymywał. Można by tam siedzieć i siedzieć..

Kolor:
Podobnie jak w przypadku żelu do twarzy Lirene mój aparat nie odzwierciedlił dokładnej jego barwy. Jest to odcień jasnego fioletu, który resztkami sił przebija się przez biel. Nie nachalny, nie nudny.. Ani na plus, ani na minus.  Kolor jest mi obojętny. W sumie to lepiej, że nie jest naćkany ogromną ilością barwników :)

Od producenta:
Niestety na opakowaniu nie mam nic, ponieważ jest tylko polska naklejka, na której zamieszczono jedynie nazwę produktu. Jednak, żeby nie było pustego pola poszukałam w internecie i oto co znalazłam: "Przywróć ciało i umysł do stanu równowagi z Dove Rebalance. Unikalne połączenie soczystego aromatu śliwki i wiosennego zapachu kwiatu wiśni przyjemnie nastroi na cały nadchodzący dzień, a formuła NutriumMoisture™ zadba o Twoją skórę zapewniając jej odpowiednie odżywienie."  Producent się nie rozpisał. Oczywiście lepsze to niż sztuczne zapewnienia :)

Opinia:
Żel nie podrażnia, nie uczula (mi się nie zdarzyło) i doskonale nawilża. W efekcie ciało jest delikatne i miękkie. Miałam wrażenie jakbym była nowo narodzona, tak miałam gładką skórę. Jak wcześniej pisałam, możemy 'odpłynąć' dzięki pięknemu, nienachalnemu zapachowi :) Nie ma mowy o wysuszeniu lub ściągnięciu skóry, mimo, że już na drugim miejscu możemy znaleźć składnik podrażniający i 'wyciągający' z nas wodę. Natomiast pierwszy raz w składzie żelu pod prysznic widzę tyle ekstraktów i olejków. Myślę, że to dzięki nim SLS nie działa negatywnie na nasze ciało. Obie strony się wyrównują :) Według mnie można również spokojnie używać na twarz. Do tego piękna szata graficzna w moich ulubionych kolorach :) 

Czy polecam?:
Polecam jak najbardziej! Świetne działanie i pielęgnacja, a zapach uwodzi :)

Czy kupię ponownie?:
Z ogromną przyjemnością, gdyby tylko cena była mniejsza. Rozumiem, że za dobre kosmetyki się płaci, ale mogłaby być nieco niższa.

Cena:
Zwykle widuje te żele w cenie 10-12 zł/250 ml. Jak pisałam mogłyby się wahać w granicach 7-9 zł, wtedy na pewno więcej osób by je kupowało.

Ocena:
5,5/6 Za co odjęłam? Oczywiście za cenę, która według mnie jest jedynym minusem.

Ja jestem bardzo zadowolona. A Wy miałyście, któryś żel z tej serii? Jaki zapach najbardziej Wam przypadł do gustu? Z chęcią poczytam Wasze opinie, a tymczasem znikam. Słonecznego dnia życzę :)


20 sierpnia, 2013

Wróciłam - zdjęcia z wyjazdu

Tak więc wróciłam z krótkiego, 4 dniowego wyjazdu nad Jezioro Roś (miejscowość: Pisz). Warunki były nieco spartańskie, bowiem 'mieszkałam' w namiocie. Zimno, niewygodnie i mało miejsca. Jakoś przeżyłam, ale, myślę tak jak większość, wolałabym zameldować się do domku. W dzień było całkiem znoście tyle, że nie było nawet gdzie usiąść - mieliśmy jedno składane krzesło na 3 osoby. Jadło się bardzo nie zdrowo, a jak można inaczej będąc pod namiotem? Noce były baardzo zimne, a na dodatek miałam wyjątkowo niegrzejący śpiwór. Budziłam się co 30 minut. Pierwszej nocy łącznie spalam jakieś 3 godziny, drugiej 5, a trzeciej, po tym jak zamieniłam się okryciem z tatą, aż 9. Na szczęście ostatniej nocy było cieplej niż zwykle. Na moją niekorzyść, jak zwykle się spaliłam. Szczypała mnie twarz, brzuch i dekolt. Smarowałam się każdym możliwym kremem. Dało tyle o ile, a w efekcie złazi mi skóra z nosa :) Cóż.. Co mogę więcej napisać? Pogoda w dzień była w sumie przyzwoita, bo słonko było. Nie padało ani razu. Więcej Was nie zanudzam, tylko zostawiam ze zdjęciami :)
Jedna z trzech części pomostu o 6 rano :)

Jeziorko pod wieczór :)

Rodzinka łabędzi czekająca na poczęstunek :)

Bodajże tata łabędzi :)

Oto co spotkałam zbierając malinki :)

:)

Prowizoryczny koczyk..

...na maliny :)

Niby nie dużo, ale nachodzić się trzeba było. Pychotka :)

No i drugie śniadanie, czyli jogurt naturalny z malinami :)

Kolejny towarzysz spacerów, który...

...był wyjątkowo duży :)

A teraz Was pomęczę milionem zdjęć zachodów słońca ;D




Zdjęcie zgłoszone do konkursu fotograficznego. Chcesz mnie wesprzeć? Zagłosuj! Można klikać codziennie. Za każdy głos bardzo serdecznie dziękuję :)


A jak tam Wasze wyjazdy? Gdzieś się jeszcze wybieracie? Może w ogóle nie ruszacie się ze swojego miasta? Jak wygląda Wasz odpoczynek? Czekam na Wasze komentarze. Życzę miłego i słonecznego dnia :)

15 sierpnia, 2013

Post przedwyjazdowy: podsumowanie tygodnia bez słodyczy

Witam :)
Jutro wyjeżdżam, ale na niedługo. Wracam dokładnie w poniedziałek. JEDNAK. Zanim się z Wami pożegnam napiszę jeszcze jeden wpis, który będzie podsumowaniem tygodnia bez słodyczy. Ten post powinien się pojawić w poniedziałek, ale w końcu to ja, więc musicie mi to wybaczyć :) Przypominając.. Na blogu Psychodietetyka z czerwienią na ustach, w dniach 5-11.08 była organizowana akcja pod tytułem "nie jemy słodyczy, jemy słodkości". Polegała ona na tym, by przez te 7 dni nie zjeść nic słodzonego cukrem rafinowanym, czyt. kupionym w sklepie. Właśnie tym są słodycze. Czym zatem są słodkości? A właśnie owocami, domowymi deserami słodzonymi naturalnym słodzidłem, takim jak: ksylitol, miód, stewia itp. Więcej oczywiście dowiecie się tutaj.
Jak mi poszło? Z początku szło idealnie. Mimo chęci nie sięgnęłam po nic słodkiego-kupnego. Zazwyczaj po takie słodycze wyciągałam ręce, gdy nie miałam co robić. Własnie wtedy, gdy mi się nudziło, gdy zwyczajnie nie miałam zajęcia. Natomiast, aby przetrwać przez ten tydzień musiałam jakoś wypełnić sobie wszystkie siedem dni. Większą część zajmował komputer, a w tym oczywiście pisanie postów dla Was :) Oprócz tego spacery, wyjścia na miasto, zakupy lub po prostu ćwiczenia. W zeszłym tygodniu ćwiczyłam niestety tylko 3 razy :( Było intensywnie, ale później prawe kolano zupełnie uprzykrzyło mi życie. Wytrzymałam tak do piątku. W tym dniu kawałek szarlotki tak głośno mnie wołał. Można powiedzieć, że aż nawoływał do mnie, jak mu smutno i zimno na tym talerzu. W taki oto sposób pierwszy grzeszek był w moim cieplutkim żołądku. Następnego dnia totalnie puściły mi hamulce. Jak ostatnio pisała autorka Psychodietetyki na ustach pomyślałam dokładnie to samo, co jest zawarte w tym artykule. Skoro już jednego dnia zjadłam kawałek ciasta, to cała dieta jest na marne. Nie mam po co sobie odmawiać, jeśli już poczułam słodycz w ustach. Nic nie ma sensu. Życie nie ma sensu ;__;. Tego dnia pochłonęłam słodycze za cały tydzień. W niedzielę tylko doprawiłam lodami pistacjowymi i ok. 40g czekolady gorzkiej. Tak w skrócie wyglądał ten czas. Mimo wszystko czułam się dobrze. Nic mnie nie bolało (oprócz kolana), humor mi dopisywał, a na dodatek byłam duma i zadowolona z siebie. Gdy wróciłam do słodyczy mój brzuch się nieco rozgniewał. Bolał przez dłużą chwilę. Miałam wyrzuty sumienia, że nawet kilku dni nie mogę wytrzymać bez słodyczy - czułam się przez to źle.
Było mi ciężko, ale mimo to wytrzymałam 4 dni.


W poniedziałek znowu coś słodkiego, wczoraj coś słodkiego i dzisiaj również. Niby nie dużo, a jednak. Strasznie mnie to męczy. Mówię sobie, żeby chociaż jeden dzień, ale przychodzi co do czego to i tak coś pochłonę.
Oczywiście nie żałuję i wręcz polecam takie kilkudniowe oczyszczanie. Ja wyciągnęłam swoje wnioski. Chciałabym teraz od poniedziałku do piątku, w każdy tydzień, nic nie ruszyć. Dopiero w weekend sobie pozwolić na małe co nieco. Jest mi jednak niezwykle ciężko i.. Po prostu mi nie wychodzi :( Trochę mi głupio, bo miałam zamiar napisać Wam, że całe siedem dni nie zjadłam nic słodkiego, a tu takie rozczarowanie.

Czy coś się zmieniło oprócz mojego myślenia i podejścia?
Jak Wam wspominałam zmierzyłam się i zważyłam w oba poniedziałki. Pomysłodawczyni akcji pisała, aby nie oczekiwać, że się schudnie. Tak zrobiłam. Na nic nie liczyłam, ale robiłam taki swój mały eksperyment. Ćwiczenia + ta sama dieta co wcześniej, tyle, że bez słodyczy = co z tego będzie? W sumie to czego się spodziewać po tygodniu? Waga stała w miejscu, tak samo jak wymiary.

Akcja i realizacja bardzo mi się podobały. Podejście i 'sposób wykonania' zależy tylko i wyłącznie od konkretnej osoby. Wbrew pozorom moje myślenie uległo zmianie.
W przyszłości sama chciałabym coś takiego zrealizować, ponieważ jeśli coś jest 'na większą skalę' bardziej mnie motywuje.


Brałyście udział w tej akcji? Jak wam poszło? Byłybyście zainteresowane podobnym wydarzeniem? Co tym myślicie? Czekam na Wasze opinie i komentarze :)


13 sierpnia, 2013

Uwaga! Uwaga! KONKURS!

Ruda z blogu Addicted to cosmetics organizuje wielki konkurs wraz z firmą JP COSMETICS. Nie wierzycie, że jest taaaki wielki? Spójrzcie tylko na banner:
Wygra aż 11 osób! 
Niemożliwe? Zapraszam tutaj
Można się zgłaszać aż do 13 września, więc macie czas :)

Delikatny kremowy żel do mycia twarzy, Lirene

Dawno już nie było żadnej recenzji, więc dzisiaj to uzupełnię. Mam jeszcze w rezerwie zdjęcia dwóch innych kosmetyków, o których napisze niebawem :) Tymczasem:

Delikatny kremowy żel do mycia twarzy, wyciąg z owocu noni, gliceryna. Lirene, 150 ml.

Dostępność:
Ja go nie kupowałam, ale nie zdarzyło mi się go spotkać w sklepie. Myślę jednak, że w jakiejś drogerii powinien się znaleźć.

Skład:
Aqua, Coco-Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Triethanolamine, Disodium Ricinoleamido MEA-Sulfosuccinate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Styrene / Acrylates Copolymer, PEG-60 Maracuja Glycerides, Glycerin, Propylene Glycol, Morinda Citrifolia Fruit Extract, Methylparaben, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Parfum, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Linalool, Butylpenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Alpha-isomethyl Ionone, Benzyl Alcohol.

Wydajność:
Żel jest bardzo wydajny. Z początku wolałam peelingi do twarzy, więc ten stał na półce przez naprawdę długi czas. Używając codziennie, raz dziennie starcza na jakieś 3 miesiące - mniej więcej tak było u mnie. Aby umyć twarz wystarczy niewielka kropla, jednak jakieś 2-3 razy większa niż na poniższym zdjęciu.

Konsystencja:
Żel się nie leje, nie jest płynny. Trudno jego spoistość określić jako gęstą. Jest taki akurat. Nie jest jak galareta, ani jak woda. Mi odpowiada.

Zapach:
Woń jest delikatna nie podrażnia, ani nie razi. Nieco słodkawy, trochę jak lekkie, letnie perfumy. Wyczuwalny po umyciu twarzy i - według mnie- utrzymuje się później całkiem długo, jak na taki ot 'zwyczajny żel'.

Kolor:
Niestety mój aparat nie uchwycił jego barwy, ale na pewno nie jest ona biała. Bardzo blady odcień różu ładnie komponuje się z tonacją opakowania.

Od producenta: 
Czy ten żel jest odpowiedni dla mnie?
To właściwy kosmetyk dla Ciebie, jeśli masz skórę wrażliwą lub skłonną do podrażnień, naczynkową lub bardzo suchą i oczekujesz, aby żel myjący delikatnie usunął z twarzy wszelkie zanieczyszczenia, nie wysuszając przy tym skóry. Żel koi Twoja skórę i sprawia, że jest ona czysta, promienna i miękka w dotyku. Kosmetyk odpowiedni dla skóry w każdym wieku.
Jak działa?
Kompleks łagodnych substancji zmywających oraz niezwykłe właściwości wyciągu z owocu noni sprawiają, że żel łagodnie usuwa z twarzy makijaż i wszelkie zanieczyszczenia. Bogactwo składników aktywnych wyciągu z noni reguluje natłuszczenie skóry oraz wzmacnia naczynka krwionośne. Gliceryna, w trakcie mycia dostarcza skórze dodatkową dawkę nawilżenia, zapobiegając suchości i uczuciu "ściągnięcia" skóry. W efekcie cera jest oczyszczona i ukojona.

Opinia:
Rzeczywiście ten kosmetyk nie podrażnia skóry i doskonale radzi sobie z każdym rodzajem zanieczyszczenia. Po użyciu skóra jest delikatna, nawilżona, miękka i gładka w dotyku. Nie ma tzw. 'efektu maski'. Ani razu nie zdarzyło mi się, aby skóra była 'ściągnięta'. Po nałożeniu na twarz nie pieni się mocno, co jest dla mnie plusem. Ma wtedy konsystencje płynu do naczyń :) Bardzo łatwo można go rozprowadzić i zmyć również makijaż. Nie podrażnia ani oczu, ani błony śluzowej w nosie, co mi się zdarzyło z innym kremem myjącym. Ja zauważyłam również, że po zastosowaniu skóra się nie świeci - jest matowa, tutaj kolejny plus, ponieważ mam tłustą cerę. 
Nie zauważyłam żadnych minusów.

Czy polecam?:
Jak najbardziej! Według mnie jest to świetny produkt. Jest wydajny, nie podrażnia, nawilża i co najważniejsze - dostępny w wielu miejscach. Produkt godny pochwały :)

Czy kupię ponownie?:
Z pewnością. Na razie mam do wykorzystania inny, ale później na pewno do niego wrócę.

Cena:
Jak wspominałam był prezentem, więc nie wiem ile kosztował. Z tego co wyczytałam w internecie to cena waha się w granicach 11-15 zł, czyli naprawdę nie dużo.

Ocena:
6/6 Produkt rewelacyjny i, póki co, jedyny, który dostał ode mnie tak wysoką ocenę :)


Szukając cen do recenzji napotkałam na zupełnie inne opakowania. Domyślam się, że zostały one zmienione. Aktualnie wyglądają tak:  

A co Wy uważacie o tym żelu? Jak się u Was sprawdził? Miałyście przyjemność z nim współpracować? Słonecznego dnia Wam życzę :)


09 sierpnia, 2013

Aktualizacja włosowa lipiec/sierpień

Witam :)
Przybywam do Was ze spóźnioną aktualizacją włosową. W sumie to się zastanawiałam czy na pewno ją dodać, bo jak dla mnie włosy w ogóle nie urosły :( W sumie to jest nie możliwe, ale patrząc na zdjęcia nie widzę różnicy.
Moje włosy na początku lipca po myciu tradycyjnym: szampon i na koniec odżywka ze spłukiwaniem. Później balsam bez spłukiwania + mgiełka Gliss Kur. Zdjęcie w ostrym słońcu, bez flesza.

(Paint nieco poprawił zdjęcie po lewej po swojemu :P Może zauważycie :]) Moje włosy na początku sierpnia po myciu OMO= Odżywka Mycie Odżywka. Do tego Mgiełka Gliss Kur + jedwab na końcówki. Zdjęcie w bardzo słabym słońcu, bodajże jedno z fleszem, drugie bez. Niestety nie wiem, które, to które :)

Porównanie:
Zdjęcia są z innych perspektyw, więc za bardzo porównać nie można, ale według mnie włosy nie urosły znacząco, o ile w ogóle urosły. Patrząc realistycznie musiały choć trochę, patrząc pesymistycznie nie podrosły ani troszkę.

Teraz kilka innych zdjęć z sierpnia:

 Dwa powyższe zdjęcia mało wyraźnie, ponieważ mojemu 'statywowi' trzęsły się ręce :)

 Zdjęcia z włosami potarganymi przez wiatr.

O ile coś zobaczycie, tak wyglądają moje włosy z tyłu. Wszystkie zdjęcia w niebieskiej bluzce są tak niewyraźnie, bo jak wspomniałam, fotograf nieco 'roztrzęsiony'. Zdjęcia do tego były z nieco daleka, i zostały przycięte. Pogoda również nie dopisywała - brak słońca. Następnym razem dopilnuje, żeby były lepsze :)

Zdjęcie również wykonane mało profesjonalnie :) Bardzo słabe słońce, w sumie to zachód już był :) 

Muszę znaleźć jedno miejsce, w którym co miesiąc będę robiła pamiątkowe fotografie moim włosom. Przydałoby się też podszkolić fotografa. Jeszcze nikt nie zrobił mi takich zdjęć, jak ja sama bym chciała :) Może następnym razem się uda? Zobaczymy. A oto podsumowanie stanu i pielęgnacji czupryny:

Lipiec:
  • wypadanie: duże
  • rozdwojone końcówki: niedużo
  • przetłuszczanie: jak dla mnie w normie
  • suszenie: brak
  • podcinanie: brak
  • mycie: codziennie
  • odżywki ze spłukiwaniem: podczas każdego mycia
  • odzywki/balsamy bez spłukiwania: po każdym myciu
  • olejowanie: sporadycznie
Jak na pewno zauważyliście moje włosy są nieco postrzępione. Jeden krótszy, drugi dłuższy.. Myślę, że to za sprawą braku odpowiedniej szczotki. Posiadam drewnianą z również drewnianymi wypustkami. Całkiem fajnie się czesze, ale wydaje mi się, że lepsza by była z włosia dzika, na którą poluję już od kilku miesięcy i nigdzie nie mogę znaleźć. Szukać będę dalej, aż znajdę.
W najbliższym czasie planuję także zwiększyć gęstość włosów oraz zmniejszyć wypadanie, które, jak do tej pory, mnie przeraża. Póki co obwód kucyka ma 9 cm bez grzywki - jest za krótka. Mój przedziałek jest wyjątkowo 'łysy', a żeby to zmienić przez miesiąc będę piła napar z siemienia lnianego. Jak głosi historia, po takiej kuracji powinny pojawić się baby hair, czyli maleńkie, nowe włoski. Jeszcze nie zaplanowałam kiedy dokładnie zacznę eksperyment :)
Jeśli chodzi o wypadanie to zapewne najskuteczniejsze były by wcierki. Muszę się porozglądać, poczytać i jak już się dowiem, co konkretnie będę robić, aby temu zapobiec, na pewno dam Wam znać :)

A może Wy macie jakieś konkretne pomysły, jak zapobiec wypadaniu? Czekam na sugestie :) Jak tam Wasze włosy? 
Miłego dnia =)


05 sierpnia, 2013

Porównanie ćwiczeń Mel b i Ewy + tydzień bez słodyczy

Witam Was! :)
Ostatnio wspominałam, że nie mam co planować i myśleć tylko działać. Tak właśnie robię. Może nie jest to działanie w 100% jakie bym chciała, ale dużo lepsze niż wcześniej. W piątek ćwiczyłam z Mel b - oto mój zestaw:
1) Rozgrzewka

2) Konkrety (w takiej kolejności wykonuje poszczególne filmiki): 

3) Rozciąganie:




Podczas tego treningu czułam, że mięśnie pracują, ale tylko te, nad którymi aktualnie pracuję (nogi=nogi). Ćwiczenia mi się podobają, ale są naprawdę męczące. Szczególnie te na brzuch i cardio. U Mel robimy konkretną ilość powtórzeń w konkretnym czasie na jedną stronę, a potem to samo na drugą. Dzięki temu męczymy naszą jedną połowę do upadłego, a potem zmiana. Po zakończeniu nie czułam specjalnie mięśni, ale mój brzuch i plecy wymagały szczególnego rozciągnięcia. Natomiast przez dwa kolejne dni nie byłam w stanie się ruszać! Przy najmniejszym wysiłku, takim jak kichnięcie, kaszlnięcie lub śmiech, mój brzuch bolał niemiłosiernie. Nogi odmawiały posłuszeństwa, a barki i plecy nie dawały o sobie zapomnieć. Jak widać po zakwasach, treningi z Mel b są skuteczne i potrafią porządnie zmęczyć. Mimo, że na ból mięśni najlepszy jest kolejny trening, ja w weekend nie dałabym rady sprostać kolejnemu większemu wysiłkowi.

A co o Ewie? Zazwyczaj włączałam Skalpela, ale odkąd upewniłam się na jej fanpege'u, że skalpel jedynie modeluje, przerzuciłam się praktycznie zupełnie na 6-ciominutówki. Co to jest? 6-ciominutówka jest to filmik złożony z 3 ćwiczeń po 3 serie, gdzie każde trwa 30 s z przerwami po 10 s. Skomplikowane? Wcale nie :) Należy wybrać 5 takich treningów, aby uzyskać całkowity, 30-minutowy trening dzienny. Ewa zaleca ćwiczyć codziennie, ponieważ są to treningi krótkie, ale bardzo intensywne - z tym się zgodzę. Podobno po dziesięciu widać efekty. Osobiście nie mam o tym zdania, ponieważ nie ćwiczę codziennie.
Wcześniej miałam inny zestaw, ale teraz go odświeżyłam i prezentuje się tak:
1) Rozgrzewka:
2) Filmiki w kolejności w jakiej je wykonuje:
3) Rozciąganie we własnym zakresie.

U Ewy - przeciwnie jak u Mel - podczas wysiłku czujemy cały czas mięśnie całego ciała - przynajmniej ja. Po jestem mokra, jednak tak samo, jak u Mel. Punkt, który przeważa u Ewy to to, że łatwiej jest mi się połapać. Mam wrażenie, że Ewa lepiej tłumaczy. Ćwiczenia są konkretne i równie męczące co te, przedstawione wyżej. Odkąd pamiętam, ćwicząc z Chodakowską rzadko zdarzały mi się zakwasy. Nie wiem czy to kwestia potreningowego rozciągania, czy też zawartości filmików. Myślę, że to kolejny plus, bo mimo, że wysiłek jest ogromny i czuje, że ćwiczyłam to w kolejnych dniach nadal nadaję się do życia.

Kogo wolę?
Nie ma tutaj przewagi niczyjej. Nadal będę ćwiczyłam z obiema Paniami. Zależnie od zachcianki i poziomu energii będę mieszałam ich treningi. Lubię obie trenerki i również obie podziwiam.


Oprócz ćwiczeń mam dla Was dzisiaj także akcje "tydzień bez słodyczy". Akcja jest autorstwa prowadzącej bloga PSYCHODIETETYKA z czerwienią na ustach. Ma ona na celu nauczyć nas świadomego wyboru i odróżniania słodyczy od słodkości. Więcej dowiecie się klikając tutaj. Ja się zapisałam i wydrukowałam już tygodniowy plan akcji. Oto dowód:
Według mnie pomysł świetny. Dla mnie w sam raz, bo wreszcie mam porządną motywację, żeby zmienić to, czego do tej pory nie mogłam. Wiedząc, że będę chciała pochwalić się moim sukcesem całkiem sporej ilości osób od razu odechciewa się jeść słodycze. Dołączę do tego jak najczęstsze treningi oraz basen. Miałam jeździć od dzisiaj do piątku, ale gorączka mojej koleżanki uniemożliwiła nam to. Udamy się tam jak tylko będziemy mogły. Liczę, że będzie to jutro, ewentualnie pojutrze. Akcja nie ma na celu sprawić, że zrzucimy kilka cm, ale ja zrobię sobie taki mały eksperyment. Zero słodyczy, większy ruch i ciekawe czy w ciągu jednego tygodnia będą jakieś efekty. Oczywiście się dzisiaj zważyłam i zmierzyłam. Pod koniec tygodnia zrobię małe podsumowanie.

Wolicie ćwiczyć z Ewą czy Mel b? Które treningi Wam bardziej odpowiadają? Co myślicie o akcji? Czekam na Wasze komentarze i już dzisiaj zapraszam na kolejny wpis :) Miłego i słonecznego dnia =)

02 sierpnia, 2013

Prywata

Hej :)
Póki co nie mam żadnego pomysłu na konkretny wpis, więc dzisiaj trochę prywaty :) Od czego zacząć?...

Coś do mnie ostatnio przyjechało.. Były to kapsułki piorące Ariel, oczywiście otrzymane do przetestowania z serwisu ofeminin.pl, który polecałam Wam już kilka razy. Osobiście uważałam, że mogą być one jedynie dodatkiem do proszku i płynu do płukania, bo przecież "taki mały glutek nie wypierze nam ubrań". Tego się trzymałam przy dwóch praniach.. Nie widząc żadnej większej różnicy zaczęłam czytać o tym specyfiku w internecie. Okazało się, że kapsułka zawiera już to, co zastępuje proszek, płyn i bodajże odplamiacz. Dzisiaj spróbuję jeszcze raz, ale tym razem bez 'dodatków'. Ciekawa jestem efektu. Nadal nie jestem przekonana.




Pokażę Wam również coś 'jedzeniowego'. Dosyć dawno temu znalazłam przepis na "dietetycznego omleta śniadaniowego", który jak można się domyśleć, nie zawierał wiele więcej składników jak jajka i otręby. Zwykle do nowych przepisów jestem sceptycznie nastawiona. Tak było i tym razem. Przecież to 'ciasto' pływało mi w misce i niby miało się ściąć i mieć konsystencje omletu? Pierwszy raz się mi nie udał. Wszystko się spaliło i tylko ucierpiała patelnia oraz mój żołądek, który musiał jeszcze poczekać na kolejne danie. Powiedziałam stanowcze NIE wszelkim wariacjom omletowym i naleśnikowym, które nie zawierają mąki. Ostatnio jednak coś mnie pokusiło i wróciłam do przepisu. Ku mojemu zdziwieniu wyszedł gruby, jędrny i smaczny omlet. Byłam pod wrażeniem :) Od tego czasu jadam go na 3/4 śniadań :) Tutaj jest oryginalny przepis.



Ja trochę go zmodyfikowałam i przystosowałam do moich warunków :) Czyli: 
  • 2 jajka (L)
  • 2 łyżki otrębów pszennych
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej (zamiast proszku budyniowego)
  • 3 łyżki chudego mleka 
  • 3/4 łyżeczki cukru wanilinowego
Zazwyczaj jem polany jogurtem naturalnym i z jakimś owocem. Na zdjęciu banan + zmiksowane truskawki z resztą banana i mlekiem. Całość jest naprawdę bardzo smaczna. Można wymyślać dodatki na milion sposobów. Z kakao, wiórkami kokosowymi, kawą.. Można wkroić owoce do środka, można polewać koktajlami, jogurtami, dżemem lub konfiturami (dwie ostatnie trudno nazwać dietetycznymi). Jeśli ktoś ma chęć, warto wypróbować na słono. Pokrojonego i przyprawionego kurczaka wrzucić do ciasta i dosypać jeszcze trochę innych przypraw do smaku. Oddzielnie ugotować warzywa, np. brokuł i marchewka - obiad mamy gotowy! Sposobów jest mnóstwo :)

Teraz również coś na śniadanie, ale bardziej klasyczne :) 
Owsianka z truskawkami wyglądała tak zniewalająco, że nie mogłam jej nie zrobić zdjęcia :) Co prawda sezon na truskawki się już skończył, ale zdjęciem podzielić się mogę =) Mam jedną stałą, niezmienną wersję tego śniadania:
  • 4-5 łyżek płatków owsianych
  • 3/4 łyżki słonecznika łuskanego
  • łyżeczka siemienia lnianego (na zdjęciu chyba nie ma, zapomniałam dodać :))
  • 250 ml chudego mleka 
  • wszelkie owoce: banany, truskawki, jabłko.. Jak wcześniej wspomniałam, teraz zazwyczaj jem omleta, więc nie miałam jeszcze okazji jeść owsianki z, np. malinami, brzoskwiniami, nektarynkami, winogronami.. Długo by wymieniać :) W najbliższym czasie nadrobię =)

Ostatnio zaprzestałam ćwiczeń. Ja już sama siebie nie rozumiem :P To wygląda trochę jakbym miała fazy. Trochę jak fazy księżyca :) Jeden tydzień ćwiczę co drugi dzień. Kolejny w ogóle, a w trzecim codziennie.. Czy ktoś może mi wytłumaczyć co ja robię i sprowadzić na Ziemię? :) Jeśli ktoś jest chętny to proszę pisać komentarze poniżej lub wysłać wiadomość na e-mail :) Muszę ogarnąć mętlik w głowie, przestać o tym myśleć i po prostu wrócić do treningów.

Nie wiem jak jest u Was, ale u mnie, w pobliskich miastach (w moim nie ma basenu) całe wakacje, godzina dziennie (pon-pt) pływalnia jest za darmo. Rok temu miałam zamiar jeździć codziennie przez całe dwa miesiące, ale jeśli dobrze pamiętam jeździłam tylko (a może aż?) jeden miesiąc. Nie pamiętam, który dokładnie. Taki sam cel miałam w te wakacje: "codzienna wizyta na basenie". Wyszło tak, że w lipcu byłam tylko raz :( Na początku nie było z kim, później ja nie mogłam, a jeszcze innym razem byłam przez kogoś gdzieś indziej wyciągana. W sierpniu chciałabym odwiedzić to miejsce chociażby 10 razy. Jeśli los będzie łaskawy to nawet 15. O 20 nie będę pisać, bo musiałabym jeździć codziennie, przez cały miesiąc, co czasem jest po prostu nie możliwe. Każdy ma swoje plany i nie mogę ich komuś krzyżować. Osobiście wolę jeździć z towarzyszką niż sama. Wbrew pozorom nie pluskałyśmy się w brodziku, tylko normalnie przepłynęłyśmy całkiem sporą ilość basenów różnym stylem.

Jak już zauważyliście blog staje się coraz mniej dietetyczny i o aktywności fizycznej. Więcej tu włosów i kosmetyków. Cóż.. Nie bardzo wiem w jaki sposób pisać częściej na temat, który z początku był zakładany jako główny. Chcę Was uprzedzić, że ten blog będzie o wszystkim. Nie będzie żadnej kategorii, która miałaby być 'liderem'. Wszystko po trochu.. Włosy, sport, dieta, ćwiczenia, DIY, kosmetyki. Kto wie? Może niedługo przybędą kolejne :) 
Nie chcę Was zawieść tym, że miało być o sporcie i zdrowiu, a nie jest. Właśnie dlatego to piszę. Mam nadzieję, że blog dalej będzie miał sporo odwiedzin, a liczba obserwatorów nie zmaleje, a wręcz przeciwnie - urośnie. Liczę, że mnie rozumiecie :) Co jakiś czas na pewno będą pojawiały się wpisy na te tematy, ale nie tylko takie. Postaram się urozmaicić bloga na kilka różnych sposobów. Planuję małe zmiany, ale jeszcze chwilę musicie poczekać :) 

Co myślicie o tematach bloga? Co chcielibyście zmienić? Przeszkadza Wam coś? Śmiało piszcie komentarze :) U mnie dzisiaj trochę pochmurno, więc życzę Wam słonecznego dnia i po raz kolejny, udanych wakacji =)