Witam :)
Siedziałam przed laptopem dobrą godzinę i nie miałam zielonego pojęcia co mogłabym napisać. Post miał pojawić się w weekend, ale miałam zbyt dużo na głowie. Dzisiaj jestem równie zalatana, ale jak obiecałam to nie mogę robić inaczej :) Musiałam zrezygnować z treningu na rzecz bloga, ale jutro na pewno odrobię. Wracając.. Po 5 razach zmieniania tematu wpisu postanowiłam zostać przy tym, który widzicie :)
Motyw zaczerpnięty od
Anwen. Nie skopiowałam, a przedstawiam Wam jedynie moją wersję TOP
10 niszczycieli włosów :)
10. Fryzura do ramion.
Taka długość włosów jest bardzo narażona na uszkodzenia mechaniczne ze względu na to, że przy każdym najmniejszym ruchu głową, końcówki włosów ocierają się o nasze ramiona. W efekcie włosy potrafią się bardzo szybko rozdwajać, tym bardziej jeśli nie używamy żadnych silikonów do zabezpieczania końców.
9. Spanie z mokrymi i rozpuszczonymi włosami.
Sama z początków włosomaniactwa spałam z takimi włosami do czasu, gdy zaczęłam czytać przeróżne blogi :) Wydaje się, że to nic takiego. A jednak! Mokre włosy, jak dobrze wiecie są szczególnie narażone na zniszczenia, ponieważ łuski są rozchylone i dużo łatwiej je połamać. Później otrzymamy nierówne włosy i porozdwajane końce. Mniejsze zło wyrządzimy śpiąc w rozpuszczonych, ale suchych włosach, na satynowej lub jedwabnej pościeli, która jest wyjątkowo delikatna również dla włosów.
8. Tarcie włosów ręcznikiem.
Założę się, że duża część z Was tuż po umyciu sięga po ręcznik i zaczyna trzeć włosy ruchem, jakby wałkowała ciasto :) Przez coś takiego zwyczajnie plączemy włosy, a w efekcie przy rozczesywaniu ich szarpiemy je. Możemy również 'nabawić się' złamanych i powyrywanych pojedynczych jednostek włosowych :D Aby tego uniknąć możemy wyciskać z włosów wodę bawełnianą koszulką lub ręcznikiem.
7. Bardzo ciasne upięcia.
Szczególnie jeżeli mamy długie lub bardzo długie włosy. Gdy zepniemy naszą czuprynę w chociażby wysokiego kucyka, od razu mamy wrażenie, jakby ktoś ciągnął nas za włosy. Podobnie z kokami, bynajmniej u mnie. Dzieje się tak, dlatego, że długie włosy są ciężkie. Takie spięcia bardzo osłabiają cebulki włosów, co może być przyczyną nadmiernego wypadania włosów. Oprócz tego przy takim częstym upinaniu włosów towarzyszy ból skalpu, dokładnie z tego samego powodu. Można porównać to do liny, która ma udźwignąć duży ciężar. W końcu nie wytrzymuje końcowy element (nasza cebulka) lub przerywa się w jednym z miejsc na całej szerokości (długość włosa).
6. Używanie gumek z metalowymi spojeniami.
Nieraz zaobserwowałam w szkole, że dziewczyna chcąc rozpuścić włosy ciągnie całą, nierozłożoną/nierozwiniętą gumkę przez długość kucyka. Aż serce mi się kroi, gdy widzę, że zostaje na niej dosłownie garści włosów! Da się wtedy również zauważyć niewybredne grymasy na twarzy :) Po prostu nie rozumiem.. Pozbawianie się włosów umyślnie? Jak dla mnie to przechodzi ludzkie pojęcie. Wracając.. Tak jak napisałam dobrowolnie wyrywamy wtedy włosy razem z cebulkami. Na długości na pewno je połamiemy, a później uzyskamy 5w1 :) Najlepszym rozwiązaniem jest jak najrzadsze spinanie włosów, ale w niektórych sytuacjach, takich jak wietrzna pogoda, czy wysiłek fizyczny lepiej jednak spiąć je w luźny warkocz lub kok. Podstawą jest właśnie luz :) Każde upięcie, byle by nie było ciasno ściśnięte gumką lub innymi akcesoriami będzie w porządku.
5. Czesanie mokrych włosów.
Jak wiadomo mokre włosy są bardziej narażone na zniszczenia. Bardzo często takie włosy są również poplątane. Wtedy wyrywamy je i łamiemy. Gdy włosy są suche dużo łatwiej je rozczesać. Wyjątkiem są jedynie włosy kręcone i mocno falowane. Takie czeszemy
tylko na mokro
drewnianym grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami. Inaczej będą się puszyły.
4. Nieodpowiednie czesanie.
Nieświadomie możemy popełnić wiele błędów. Począwszy od złej szczotki, a kończąc na
niewłaściwym sposobie czesania. Co konkretnie? Włosy
zawsze (pomijając te kręcone, zob. punkt 5) czeszemy
od dołu, ku górze. Delikatnie muskamy końce włosów, a gdy już poczujemy, że są odpowiednio rozczesane przechodzimy na wyższą część długości włosów. Robimy tak, aż dojdziemy do końca. Wtedy ja dokładnie wygładzam wszystkie kosmyki. Jeżeli przez taką metodę czupryna nie ma objętości możemy spróbować pochylić głowę do dołu i rozczesywać
od szyi, do czoła. Bardzo dobrze zostało to przedstawione na stronie producenta szczotek do włosów
khaja.pl:
U mnie się to kompletnie nie sprawdza. Moje włosy się puszyły i wyglądały po prostu jak szopa :)
3. Farbowanie.
Dużo na ten temat nie jestem w stanie powiedzieć, bo nigdy tego nie robiłam i nie zamierzam - lubię swój kolor :) Mimo wszystko regularne farbowanie na pewno przesusza włosy. Później stają się one łamliwe, końce się rozdwajają, a oprócz tego mogą masowo wypadać. Oczywiście jeśli nie ma takiej potrzeby, a są to jedynie nasze kaprysy, najlepiej z tego zabiegu zrezygnować. Nie ma co niszczyć włosów :) Jeżeli jednak jesteśmy farbowaną blondynką, czy szatynką i chcemy taki kolor utrzymać najlepiej korzystać z naturalnych barwników lub bardzo delikatnych farb, które mogą 'nieco' różnić się ceną, ale tak, czy tak włosy niszczyć będą. Koloryzować możemy henną, indygo lub nawet
obierkami z orzecha włoskiego!
2. Codzienne/bardzo częste suszenie/prostowanie/kręcenie z użyciem wysokich temperatur.
Tutaj nie ma co się zastanawiać. Jeżeli regularnie suszycie/prostujecie/kręcicie włosy na pewno zauważyłyście, że stały się one bardzo suche, łamliwe i sztywne. Mogły zostać one po prostu spalone lub
jedynie przesuszone. Dla takich włosów jedynym ratunkiem jest obcięcie zniszczonych warstw i dalsza świadoma pielęgnacja. Wymagają one szczególnego nawilżenia. Oczywiście jednorazowe zrobienie fryzury takim zabiegiem nie zmieni naszego stanu włosów. Warto jednak wcześniej zabezpieczyć je specjalnym preparatem. Przy codziennym używaniu wysokich temperatur nawet takie produkty nie uchronią naszych włosów.
1. Rozjaśnianie.
Według mnie najgorsze co możemy zrobić naszym włosom to rozjaśnianie. Podobnie jak z farbowaniem nigdy tego nie robiłam i nie zamierzam. Bardzo dobrze :) Znowu dokładnie, jak z farbowaniem włosy zostają się przesuszone, łamliwe, kruszą się i rozdwajają. Żeby tylko tyle. Nie raz widziałam, co prawda nie na żywo, opłakane skutki takiego zabiegu. Na głowie pojawiły się łyse placki, a włosy nie chciały rosnąć. Na szczęście po wielu miesiącach
bardzo intensywnej kuracji udało się 'wyhodować' nowe włosy.
Nie jestem lekarzem, ani dietetykiem by znać dokładne efekty i skutki poszczególnych działań i zabiegów. To co napisałam jest oparte na wiedzy, którą zyskałam dzięki innym blogom, telewizji oraz internetowi.
Ode mnie dzisiaj to wszystko :)
Jakie są wasze spostrzeżenia? Jaka byłaby Wasza kolejność?
Życzę miłego wieczoru i udanego tygodnia =)