30 marca, 2013

Sobota :(

Pierwszy raz nie cieszę się, gdy okazuje się, że jest sobota. Wiem, że za 4 dni już do szkoły. Mi bardzo szybko minął czwartek i piątek, a Wam?
Wczoraj zrobiłam sałatkę jarzynową- niezbędnik w każde święta, i domowego snickersa (http://mojkulinarnypamietnik.blogspot.com/2012/08/domowy-snickers.html).
Mój wyszedł zupełnie inny niż na tym zdjęciu jest pokazany. Wyszło tak za sprawą kajmaku. W przepisie jest mleko skondensowane, a ja pisząc w pośpiechu zrozumiałam, że chodzi o kajmak. Również zamiast prawdziwego masła użyłam Delmy. Na wierzch wylałam gorzką czekoladę połączoną ze śmietanką 30%, jako zamiennik masła orzechowego. Wyszło bardzo słodkie, ale na zimno i tak nie jest tak słodkie, jak było, gdy to robiłam- na ciepło. Zmieniłabym jeszcze kilka rzeczy w przepisie i na pewno proporcje. 
Sałatka jarzynowa, ale nie taka zwykła. Dodałam selera, co raczej się nie zdarzało i zamiast majonezu dwie i pół dużej łychy musztardy stołowej i ponad połowę jogurtu greckiego, a tak dla smaku 3 łyżeczki majonezu ;) Sałatka bardzo odchudzona, a jeszcze bardziej smaczna ;)
Wczoraj powtórka z rozrywki, czyli Killer. Niestety znowu nie na 100%, ale może na 90% tak ;) W dni wolne od szkoły wybieram bardziej intensywne treningi, ponieważ mniej się ruszam, jedynie do sklepu, na targ; brak lekcji wf'u. Po takim wysiłku czuję się 'spełniona' i wiem, że nie pójdą mi te świąteczne pyszności i słodkości w biodra, przynajmniej w mniejszej mierze. Teraz traktuje ćwiczenia jako przyjemność, ale nie taką zwykłą przyjemność. Przyjemność, które równie dobrze wpływa na mój mózg i na moje ciało. Żeby czerpać z treningów taką rozkosz trzeba zrozumieć, że to nie jest coś co"musimy zrobić bo jak nie to.." Dla mnie ćwiczenia stały się codziennością. Nie umiem bez nich żyć. Czuję się okropnie dopóki nie zrobię treningu. Po ćwiczeniach nie mam ochoty na jedzenie, a co dopiero na słodycze. Wtedy zmęczona, gdy leżę w wannie myślę sobie, że czuje się świetnie, czuję, że żyję! Żeby zrozumieć czym na prawdę są te wszystkie treningi i ćwiczenia potrzeba dużo czasu i chęci. Ja, mimo wielu porażek, upadnięć i zwątpień dalej ćwiczę, i właśnie po prawie 5 miesiącach zaczynam czerpać z tego czystą przyjemność.

Trening jako podstawa piramidy zdrowego człowieka!

Szkoda, że potrzebowałam aż tak dużo czasu, by dowiedzieć się co jest dla mnie na prawdę dobre, a jednocześnie jest najlepszą forma odpoczynku jaką kiedykolwiek poznałam. Jak u Was z ćwiczeniami? Cieszycie się, że przeszliście na tę dobrą stronę mocy? ;D

A teraz tak świątecznie:

 Przy stole rodziny,
Smacznego jajka.
Zielonej rzeżuchy,
W koszyku baranka.
Na stole babki, 
W miseczce- żurku, 
Pysznej sałatki,
Kawałka mazurku. 
W sobotę święcenia,
W  poniedziałek dyngusa,
Ochlap wokoło, zrób im psikusa.
Prima Aprilis- dzień dla zabawy
Podstaw im nogę- ubaw po pachy.
Życzę Wam rodzinnej atmosfery i słonecznych Świąt Wielkanocy :) 

29 marca, 2013

Chrupiące listki wielozbożowe SUNBITES z pomarańczą

Dzisiaj przyszła pora na listki wielożbożowe SUNBITES z pomarańczą :) Zapraszam.
 Listki wielozbożowe SUNBITES z pomarańczą, opakowanie 100 g.

Dostępność: 
W każdym możliwym markecie, supermarkecie, sklepie osiedlowym.

Wartości odżywcze w 100g:
  • wartość energetyczna: 415 kcal
  • białko: 7g
  • węglowodany: 72g
  • cukry: 23g
  • tłuszcz: 9,5g
  • kwasy tłuszczowe: 1g
  • błonnik: 5g
  • sód: 0,4 g
Skład:
Mąka pszenna, syrop glukozowo-fruktozowy, pełnoziarnista mąka pszenna, skrobia, olej słonecznikowy, cukier, kostka pomarańczowa (7%) [syrop fruktozowy-glukozowy, zagęszczony przecier jabłkowy, zagęszczony sok pomarańczowy (7%), substancja utrzymująca wilgoć (glicerol), błonnik pszenny, cukier, substancja żelująca (pektyna), tłuszcz roślinny,  regulator kwasowości (kwas cytrynowy), koncentrat dyni i marchwi, pomarańczowy aromat naturalny, przeciwutleniacz (kwas askorbinowy)], płatki owsiane, mąka kukurydziana, otręby pszenne, zarodki pszenne, substancje spulchniające (fosforan monowapniowy, wodorowęglan sodu), emulgator (lecytyna sojowa), aromaty, sól.

Opinia:
Jak zwykle skład długi, ale nie ma co się dziwić. Skład prawie identyczny, jak u kolegi o smaku owoców leśnych (http://becauseibeliveinmyself.blogspot.com/2013/03/chrupiace-listki-wielozbozowe-sunbites.html). W sumie te dwa rodzaje różnią się tylko znikomą ilością kcal, a dokładnie ten ma 5kcal więcej. W smaku jest okropny. Strasznie czuć sztuczne aromaty i słodziki. Sztuczność w nich przeraża. Jak nigdy nie narzekam na smak kupnych słodyczy, tak tego się jeść nie da. Sztuczne, sztuczne i jeszcze raz sztuczne. Nie wiem, jak Wam, ale mi to zupełnie nie smakuje. Jeśli miała bym wybierać, wzięłabym wariant z owocami leśnymi.

Średnia cena:
3-4 zł/ opakowanie 100 g

Ogólna ocena:
2,5/6 Za sztuczność i cenę ;)

Wam smakują? Który smak najbardziej przypadł Wam do gustu?
Btw. chcę Was poinformować, jeśli ktoś nie zauważył, że na blogu pojawiła się ankieta. Ma ona pomóc mi w rodzaju dodawanych postów. Bardzo proszę, żebyście głosowali i zachęćcie innych blogowiczów do oddania głosów. Ankieta trwa do 06.04.13 do godziny 16:00. Jeszcze raz zachęcam do oddania głosów ;)

28 marca, 2013

Święta tuż, tuż

Idą święta. Nie wiadomo czy się cieszyć, czy płakać. Ja na pewno się cieszę, że mam chwilę odpoczynku od szkoły i mogę zająć się sobą. Zamierzam nadrobić trochę w temacie bloga, szkoły, zdrowiu, jedzeniu, ćwiczeniach.. W wielu kategoriach. Wczoraj zrobiłam trochę dla siebie, trochę się zrelaksowałam. Później Killer, jako mój środowy trening. Jeśli ktoś go próbował to wiem czemu się nazywa akurat Killer ;) Wybrałam wyjątkowo intensywny trening, bo chciałam choćby poczuć, że spalam 4 zjedzone batony. Zapewne ich nie spaliłam, bo to ok. 800 kcal, ale przynajmniej nie miałam dzięki tym ćwiczeniom wyrzutów sumienia. W święta nie chcę rezygnować z treningów, bo zaczynam doceniać to, co udało mi się do tej pory osiągnąć. Zaczynam dostrzegać efekty niekoniecznie w tym, co na prawdę chciałabym zmienić, ale moje łydki na pewno się wzmocniły i może nawet wysmukliły. Podobnie z udami i brzuchem. Też czuję mocniejsze mięśnie. Tkanki tłuszczowej na razie nie mogę się pozbyć ;P Będę dalej ćwiczyła, ale raczej już dla samej przyjemności. Nie będę tego uznawała za coś co muszę zrobić, bo chcę schudnąć, ale jako przyjemność, dzięki której po pewnym czasie pewnie pojawią się jakieś efekty wizualne.
W czasie, gdy będą święta i nie będzie trzeba chodzić do szkoły postaram się trochę nadrobić. Nadrobić w sprawie bloga, bo go zaniedbywałam, w sprawie szkoły pouzupełniać parę rzeczy, zrobić więcej rzeczy dla siebie, poeksperymentować w kuchni i wykonać jakieś DIY. Bardzo bym chciała, żeby udało mi się zrobić wszystko co zamierzam, ale zobaczymy jak wyjdzie.
Jeśli chodzi o kuchnie Wielkanocną to nie mam większych pomysłów, co mogłabym zrobić. Mówię tu raczej o słodkościach. Mimo treningów i diety w święta nie odmówię sobie pyszności. Jako, że nie mam w pełni sprawnego piekarnika nie mogę upiec, żadnych ciast. Mój piekarnik ma zepsutą funkcję termoobiegu, przez co ciasta nie rosną i wychodzą zakalce. Bardzo mnie to denerwuje, ale na razie nie mogę nic na to poradzić. Przeciwności losu robią swoje, a ja będę robiłam ciasta i desery na zimno. Byłabym wdzięczna jeśli ktoś z Was ma najlepiej sprawdzone przepisy na coś, co można zrobić bez użycia piekarnika, bądź upiecze się będąc grzanym tylko od dołu (co brzmi zabawnie). Jeśli posiadacie takowe bardzo proszę o przepisy, e-maile, linki itp. Na pewno rozpatrzę każdą propozycje i bardzo możliwe, że ją wypróbuję. Ja na razie w internecie znalazłam kilka świetnych pomysłów:
Deser bananowy z budyniem, crunchy i sosem karmelowym

 Domowej roboty czekoladki; czekolada z masą krówkową

 Domowy snickers

Domowe lody; trudno mi opisać co tam dokładnie jest, ale zapewne lody, czekolada, orzechy, jakieś ciastka i masa krówkowa

Ciasto jogurtowe

 Ciasteczka Oreo w czekoladzie


Ciasto o nieznanej nazwie, przypominające snickersa


Galaretkowe jajka

Jajka zrobię na pewno, ale jakie ciasto/deser to jeszcze nie wiem. Na samą myśl ślinka cieknie ;) A Wy co robicie dla podniebienia? Czekam na propozycje :] Miłego dnia ;D

Moje DIY

Nie wiem czy już Wam wspominałam, ale uwielbiam DIY. DIY, czyli Do It Yourself, inaczej również handmade, w tłumaczeniu oznacza Zrób To Sam/prace ręczne. Można by zamienić to na polski odpowiednik- ZTS, ja jednak zostanę przy oryginale ;) Wracając do tematu postu, przedstawię Wam to, co wykonałam sama w ostatnim czasie. A konkretnie:

Pierwszą rzeczą, którą Wam zaprezentuje jest mój kubeczek na (u mnie) kredki wykonany z puszki po konserwie. Zobaczyłam w internecie całkiem ciekawe pomysły na zrobienie przeróżnych rzeczy i postanowiłam wcielić je w życie. Z pierwszej zatrzymanej przed wyrzuceniem puszki wykonałam przybornik na biurko. Obkleiłam zwykłym papierem rysunkowym i ozdobiłam naklejkami. Mistrzostwo to nie jest, ale biorąc pod uwagę, że jest praktycznie za darmo i zrobione całkiem przyzwoicie, mi się podoba ;) Całkiem szybko, bo nie całe 20 minut.

Druga w kolejce jest zakładka do książki (i moja lektura :] ). Nic banalniejszego nie dało się wymyślić. Miałam starą zakładkę do książki, bodajże wygraną w konkursie bibliotecznym, której motyw zupełnie mi się nie podobał, a na ostatnich zakupach kupiłam ozdobny papier, którym właśnie ją ozdobiłam. Mając starą zakładkę wystarczyło posmarować ją klejem,ja użyłam najnormalniejszego do papieru. Ważne by nie przesadzić z klejem, bo wsiąknie w ten papier, który chcemy nakleić i się zmarszczy, co nie będzie wyglądało estetycznie ;) Mi wyszło bardzo dobrze. Wszystko sie trzyma, nic nie odchodzi, nie ma zmarszczeń, ani nierówności. Zajęło mi to ok. 5-10minut. Polecam! ;)

Trzecią i ostatnią z prezentowanych dzisiaj DIY jest pudełko po herbacie. Najzwyklejsze pudełko po mięcie okleiłam tym samym papierem co zakładkę do książki, a w środku wykleiłam również zwykłą kartką białego papieru. Oczywiście z kolorami i wzorami można eksperymentować, z tymi od zewnątrz, jak i tymi w środku. Ja postawiłam na tradycyjne wykończenie. To DIY zajęło mi najwięcej czasu z tych wszystkich bo prawie 1,5 godziny. Nie powiem, że było łatwo, bo to tu trzeba przyciąć, tu dokleić, tu nie równo itp. Jednak efekt jest. Perfekcyjne nie jest, czego się spodziewałam, bo jest to moje pierwsze ozdabiane własnoręcznie pudełko. Przy kolejnym razie wyjdzie na pewno lepiej.

Z robieniem DIY, według mnie, wiążą się same plusy:
  • wzory i kolor, które sami wybieramy
  • kształty i wielkości, które sami wybieramy
  • oszczędzanie pieniędzy. Wszystko na pewno już mamy, czasem trzeba tylko dokupić elementy ozdobne
  • przyjemnie spędzony czas 
  • pewnego rodzaju recykling, bo zamiast wyrzucać, wykorzystujemy jeszcze raz, a co za tym idzie chronimy środowisko
  • jeśli mamy ochotę możemy sprawić radość bliskim, bo prezent wykonany własnoręcznie ma na pewno większą wartość, niż te kupione
  • zysk; mając chęci można robić w większych ilościach i sprzedawać
Pomysły z wykorzystaniem puszek są na prawdę ciekawe. Pozwolę sobie dodać kilka zdjęć z innymi inspiracjami, które z chęcią wykonam:
  Podobają Wam się? Przekonaliście się do DIY? Na prawdę warto! Czekam na Wasze propozycje ;)



27 marca, 2013

Pisane na szybko

Szybki post w czasie, gdy czekam na ostatnie sks'y z siatkówki przed świętami. W domu nie bardzo mam czas na pisanie, dlatego robię to teraz, choć mam tylko 10 minut. Przez ostatni weekend, poniedziałek...i ogólnie ostatnie dni bardzo się zaniedbałam. Uznałam, ze skoro zjadłam taką ilość słodyczy, a do tego nie zdrowie jedzenie, np. białe bułki i nieregularne obżarstwo to mojej diety już nie ma. Poddałam się, ale po dłuższym 'dole' znowu wróciłam na fale ;D Mimo tego i tak jestem załamana, bo mam okropną słabość do słodyczy. Nie umiem bez nich żyć, a przecież dieta i słodycze nie idą razem w parze. Przez te ponad 4 miesiące spadło tylko niecałe 3 kg. Wszystko przez wszelkie urodziny, wypady i święta BN. Te 3 kg udało mi się zrzucić tylko i wyłącznie w styczniu, a teraz trzymając się rygorystycznej diety i starając ćwiczyć ledwo udaje mi się ją utrzymać. Nie wiem co mam dalej robić. Jak nie będę jadła słodyczy przez dłuższą chwilę to potem rzucę się na nie i naraz zjem tyle ile bym nie zjadła, np. przez tydzień, ta jak to jest teraz po tamtym tygodniu. Wszyscy w około jedzą takie pyszności, a ja nie mogę. Myślę, ze jeden raz nie pokrzyżuje mi planów, ale u mnie nie kończy się na jednym razie. Słodycze + brak umiary = katastrofa. Niestety u mnie jest takie połączenie. Zaczynam wątpić czy brnięcie w to dalej ma sens. Nic się nie zmienia, a ja chodzę załamana i brakuje mi radości z jedzenia. Nie mam wsparcia, praktycznie w nikim. Czytając Wasze posty tylko się załamuję, że Wam idzie tak dobrze, a ja albo się poddaję, albo stoję w miejscu. Z drugiej strony nie mogę się poddać, ale patrząc na moje wyniki to zmierzam tylko do tego.
Albo znajdę w kimś ogromną motywację, albo się poddam. Zobaczymy co będzie w święta. Jestem w kropce. A Wy się jeszcze trzymacie? Jak Wam idzie?
Życzę Wam miłej reszty dnia, bo moja raczej nie będzie :(

Muszę zacząć się do tego stosować

25 marca, 2013

Słodki weekend i nowy tydzień

Od razu chcę Was przeprosić za to, że nie dodałam żadnego postu w niedzielę, choć miałam taki zamiar. Ten dzień był wyjątkowo zabiegany i krótki. A to do sklepu, a to lekcje, a to nauczyć się na poniedziałkowy sprawdzian, a to zrobić wydmuszki na technikę. Przez to wszystko nie udało mi się znaleźć ani chwil na żaden wpis. Mimo takiego zamieszania znalazłam jednak chwilę na słodką przyjemność..Żeby to jedną ;P W sklepie po prostu nie mogłam sobie odmówić i..kupiłam masę krówkową. Ubóstwiam nad życie  i jednocześnie nienawidzę człowieka, który to wymyślił i stworzył! To jest takie pyszne, tak cudownie rozpływa się w ustach, ale.. długo siedzi w biodrach. Jedna puszka ma tyle kcal ile powinnam zjeść w ciągu jednego dnia, czyli ciut mniej niż 1500! Masakrycznie dużo. Nie zwracając na to uwagi zjadłam wczoraj ponad połowę ;3 Do ciasta, do serka, do kanapki..SAMĄ <3 Tak, ten weekend był wyjątkowo słodki i tuczący. W piątek baton. W sobotę lody i cukierek, a w niedzielę ciasto, cukierek, masa krówkowa, 3 kisiele. Niezwykle tucząco, ale i pysznie. Sama nie wiem co sobie myślę, jedząc takie rzeczy. Najpierw wylewam 7 poty, a potem jem takie pyszności. Niestety życie bez słodyczy nie byłoby życiem. Co jak co, jednak powinnam zjeść coś innego niż połowa puszki kajmaku. Dzisiaj znowu ciasto i reszta kajmaku. Dobra, dość tego gadania. Jak wiemy idzie Wielkanoc, więc moje małe postanowienia:
  • zmienić tuczące rzeczy na ich zdrowsze odpowiedniki, np. majonez-jogurt naturalny
  • nie objadać się
  • słodycze owszem, ale z dużym umiarem
  • dalej ćwiczyć, nie wmawiać sobie: "są święta mogę odpocząć"
  • nadrobić zaległe rzeczy szkolne
Bardzo ogólnie, ale pomaga mi to trzymać się choćby takich banalnych zasad. W tym tygodniu znowu staram się unikać słodyczy, ale dzisiaj mi to nie wychodziło. Święta świętami, ale przed nie zjem nic. Przed czyli do soboty, bądź niedzieli. Żebym nie zapomniała napisać w sobotę ćwiczyłam. Co? TzG. Zmęczona i dumna, ale cała mokra. Jutro powtórka! Z chęcią spróbuję czegoś innego ;) A teraz chwila rozkoszy dla wyobraźni:

 

Kocham <3 Niech ktoś wymyśli takie ciasta bez kalorii ;)

Żebym się za bardzo nie rozmarzyła i nie oderwała od rzeczywistości:

23 marca, 2013

Nareszcie sobota!

W końcu skończył się ten tydzień. Niby nie taki męczący i straszny, ale nie ma to jak weekend ;) Dotrzymałam słowa i cały tydzień nie tknęłam słodyczy. Niestety nie udało mi się uniknąć słodkich pokus w postaci ryżu na mleku z jabłkami i jogurtem naturalnym, słodkich jogurtów, no i 3 chipsów. Wczoraj pozwoliłam sobie i zjadłam, co prawda z małymi wyrzutami, batonika. Wyrzuty ze względu na to, ze miałam go zjeść dzisiaj, ale już nie mogłam na niego tak bezczynnie patrzeć. ALE. Ćwiczyłam wczoraj. Nie na 100%, ale na 85% ;) Rozgrzewka:
Trening:
Po raz kolejny 4 części zamiast 5, ale krople potu spływały, to mogę przysiąc. Po zrobieniu powyższych filmików dodałam sobie jeszcze 10 pompek, 15(na jedną stronę) skośnych brzuszków w pozycji żaby i 10(na jedną stronę) brzuszków z uniesioną nogą. Po ćwiczeniach doznałam mega przypływu energii i wzięłam się za ogarnianie. Pranie włączone, naczynia pozmywane, blat umyty.. mogłabym tak wymieniać. Na prawdę zrobiło się czysto ;D Później kolacja, chwila relaksu przed telewizorem i lulu do łóżka ;) Dzisiaj wstałam i miałam totalną pustkę w sprawie śniadania. Weszłam więc na komputer w poszukiwaniu ciekawych pomysłów, ale jednak wymyśliłam coś sama. Budyniowe placuszki. Bardzo możliwe, że dodam dzisiaj lub jutro przepis. Były całkiem smaczne, budyń wyczuwalny, ale w połączeniu w truskawkowymi loda były BOSKIE! Tak, dzisiaj również małe rozpieszczanie podniebienia lodami, a później na dokładkę cukierek- galaretka w czekoladzie. Śniadanie bogate w kalorie, ale w innych posiłkach postaram się ich zaoszczędzić. Mam nadzieję również dzisiaj wykonać mały trening. Co tam mały. Może coś innego niż do tej pory? Może w sobotę zrobię wyjątkowe wyciskanie siódmych potów i 100% wykorzystanie wszystkich mięśni? Zobaczymy. Co, jak i kiedy zrobią na pewno Wam napiszę ;) Zachęcam także Was. Sobota to dzień kiedy mamy więcej czasu i możemy poświęcić chwilę dla siebie, tak więc zamiast oglądać powtórki programów ruszcie swoje piękne pośladki i do dzieła! Może trening, może spacer. Nie wiem jak u Was, ale u mnie świeci cudowne słońce. Dziękuję! Mam nadzieję, że wiosna w końcu do nas dotrze.
Jak wiecie za chwilę święta Wielkanocy. Miałam zrobić pod koniec tygodnia roboczego post poświęcony przygotowaniom i temu co mam zrobić, żeby niczego nie zapomnieć. Jakoś nie miałam czasu, ani chęci. Jak miałam chwilę wieczorem to byłam tak zmęczona, że nie miałam już siły siedzieć i wgapiać się w ekran- szłam spać. Na poniedziałek wydmuszki na technikę, chciałabym też coś zrobić dla kilku osób z klasy, ale nadal nie mam konkretnych pomysłów, ani na wydmuszki, a nie na prezenty. Ten weekend mam wyjątkowo zajęty pod względem wszystkiego. W poniedziałek kartkówka z angielskiego, sprawdzian z biologii i wypracowanie z polskiego. Muszę się nauczyć na biologię, a na polski doczytać lekturę. Na dodatek mam zrobić właśnie te wydmuszki i prezenty. Najpierw muszę znaleźć ciekawy pomysł, a potem kolejne godziny poświęcić na wykonanie. Muszę jeszcze ogarnąć trochę ze świętami. Co, ile, jakie, kiedy itd. Pełne zamieszanie. Wydaje mi się, że coś jeszcze mam do zrobienia, ale nie mogę sobie przypomnieć. Oprócz tego chciałabym również dodać jakiś inny wpis na bloga, odrobić lekcje, napisać charakterystykę na polski...Teraz jak tak wymieniam zaczynam się bać, że się nie wyrobię. Dołączając do tego jeszcze trening i inne przyjemności. Chciałaby także zrobić coś dla włosów, paznokci...Zdecydowanie za dużo planów jak na dwa dni. Zobaczymy co mi się uda. Tymczasem żegnam się i życzę słonecznego weekendu ;)
Yes, but I want working out too.

19 marca, 2013

Tydzień pełen wyrzeczeń

Od niedzieli dzielnie się trzymam. Nie podjadam, zero słodyczy, zdrowe i nieduże posiłki. Jedyne czego mogę się doczepić to to, że dzisiaj do śniadania dołożyłam sobie 3 chipsy, ale tylko i wyłącznie 3 ;) Jestem bardzo dumna z siebie, że mimo rozdawanych cukierków i babeczek dzisiaj w szkole z okazji urodzin koleżanki odmówiłam sobie takiej przyjemności z jednego prostego powodu- nie dlatego, że nie mogę jeść słodyczy, ja nie chcę ich jeść. Słodycze przestały mnie tak zadowalać bo wiem, że nie wpłyną one dobrze, ani na mój wygląd, ani na zdrowie*. Właśnie skończyłam TzG**, które wykonałam w 100%. Pot się leje strumieniami ;) Za chwilę kolacja i odprężająca kąpiel, a następnie wypiszę sobie to, czego mam się nauczyć na czwartkowe sprawdziany- z geografii i niemieckiego. Rozpoczynając temat szkoły dzisiaj zaliczałam sprawdzian ze zdań podrzędnie złożonych, którego nie pisałam z powodu zawodów i, aż trudno się nie pochwalić, że poszedł mi całkiem nieźle mimo, że jest to dosyć mało logiczne i zrozumiałe, przynajmniej dla mnie. W czwartek mamy mecz między drugimi, a trzecimi klasami w siatkówkę. Trudno mi obstawić wynik. W sumie to nie da się określić kto jest lepszy. Myślę, że wszystko będzie zależało tylko i wyłącznie od szczęścia. Muszę się również pochwalić, że przeszłam do drugiego etapu konkursu ortograficznego. Wydaje mi się, ze poszło mi całkiem nieźle. Nie chcę liczyć na zajęcie któregoś miejsca, bo jak się okaże, że mi się nie udało będę zawiedziona. Uważam,że przejście do drugiego etapu już jest pewnego rodzaju zwycięstwem, bo dyktando było na prawdę długie i nie proste.
Kiedy pojawią się posty z recenzjami, daniami itp. nie mam zielonego pojęcia. Czytnik kart zaginął i muszę kupić nowy, a kiedy to się stanie- nie wiem.
Obecną pogodę mamy okropną- śnieg, mróz, wiatr. Za dwa dni dzień wiosny, a my mamy zimę za oknem. Chyba tylko w Polsce trwa ona pół roku (październik-marzec). Z niecierpliwością wyczekuję dnia, kiedy będę mogła założyć rolki i otulona ciepłym wiatrem, w promieniach słońca będę jeździła na rolkach. Ta, nawet jak już będzie ciepło to sobie nie pojeżdżę. Brak rolek. Kto widział, żeby w sportowym sklepie były dwa modele rolek?! Muszę wybrać się do innego sklepu. Jak nie uda mi się ich znaleźć to się po prostu załamię. Nie umiem żyć bez rolek.
Postaram się zaleźć chwilę na napisanie bardziej ciekawego postu, ale jak mam to zrobić skoro nie mam zdjęć? Mimo to, w tym tygodniu zrobię coś odmiennego, z tego co mam jeszcze na komputerze- o ile coś mam ;)
Tymczasem lecę coś zjeść, wykapać się i przygotować choć trochę do sprawdzianów.  Przypominam o wymianie kosmetyków ;) Miłego wieczoru, nocy i- miejmy nadzieję- słonecznego poranka. Bywajcie ;D

*Pisząc 'na zdrowie' miałam na myśli słodycze jedzone w bardzo dużych ilościach
**Trening z Gwiazdami
 
Bardzo ładnie proszę o rolki i taką piękną pogodę. Dziękuję.

17 marca, 2013

Coniedzielne postanowienia

Nie wiem od czego zacząć. Źle spałam. Pewnie dlatego, że nie dotrzymałam słowa i zjadłam na urodzinach więcej niż sobie wczoraj postanowiłam. Pizza była- 2,5 kawałka, tort- niecały jeden kawałek, z przejedzenia, jak nigdy było mi nie dobrze na myśl o jedzeniu, do tego ciastka- pieguski, hity, dwa żelki, trochę cheetosów, a popijane Nestea, fantą i pomarańczowym sokiem Cappy. Jedyny plus to trochę winogron ;P Tak więc teraz czeka mnie kara. Jeszcze nie wiem jaka, nie mam bladego pojęcia. Wiem, ze na pewno nagrody nie będzie. Będzie natomiast, gdy w tym tygodniu uda mi się:
  • nie zjeść nic słodkiego
  • nie podjadać
  • wykonać minimum 3 treningi
  • jeść co najmniej jedną porcję warzyw dziennie, co w tym tygodniu prawie w ogóle mi nie wyszło
  • ograniczyć pieczywo
  • nadal pić dużo wody
  • regularne posiłki
Chyba tyle z tych najważniejszych. Przepraszam, że tak zanudzam moimi postanowieniami i wyżalaniem się, ale mi to pomaga i myślę, że Wam również. Może to Was zachęcić do własnych postanowień i wyznaczeniu własnych celów. Każdy ma inne potrzeby i inne plany. Ja mimo tych wszystkich porażek nadal wierzę, że uda mi się schudnąć do 55kg, choć mam już nieco ponad 3 miesiące. Będzie bardzo trudno. Więc jak już zaczęłam ten temat napiszę co chcę osiągnąć przez te wszystkie męczarnie ;) :
  • schudnąć ok.5 kg, czyli do ok. 55kg
  • mieć więcej pewności siebie
  • mieć uśmiech na twarzy przy ubieraniu obcisłych rurek, szortów czy bikini
  • moc pochwalić się pięknym brzuchem
  • podobać się sobie
  • pokazać innym, że warto walczyć o to co się pragnie, że można, że mi się udało
  • poprawić swoje samopoczucie
  • zmienić swoje nawyki żywieniowe
Niektóre punkty są dosyć egoistyczne, ale każdy ma w sobie coś z egoisty ;D To co na razie napisałam jest na pewno częścią tego wszystkie co się zmieni, ale są to najważniejsze z nich ;) Zachęcam Was do spisania swojej listy, która pomoże Wam w dążeniu do swojego celu.

Odbiegając od tematu: przez dłuższą chwilę nie będę mogła dodać postów z recenzjami lub chociażby jakimiś daniami, ponieważ obecnie nie mam przejściówki do karty z aparatu, a co za tym idzie nie mogę dodać żadnych zdjęć. Trochę szkoda, bo jak akurat mam czas to nie mogę dodać zdjęć. Cóż, życie. Na razie to tyle, później może coś jeszcze dodam. Bardzo chciałabym się pochwalić moim DIY i nowymi zdobyczami, ale nie mam jak :( Życzę cierpliwości sobie i Wam ;) Tymczasem miłego i słonecznego dnia ;)

Idzie wiosna..



I wakacje ;)

16 marca, 2013

Załamana czy zmotywowana?

W tym tygodniu nie napisałam nic bo na prawdę brak czasu. Sprawdzian, kartkówka, sprawdzian, kartkówka..Tak cały tydzień. Oczywiście ucierpiała na tym również moja dieta i ćwiczenia. W ciągu całego tygodnia zdarzyło mi się ciemne pieczywo zamienić na białe, jeść nie równe posiłki= duże i rzadko lub bardzo często, dosłownie co chwilę, a małe. Nie obyło się również bez słodyczy. A to ptysie, a to czekoladka, a to cukierek. Uważam jednak, że najgorszą rzeczą, którą zrobiłam w tym tygodniu to było zjedzenie słodkich drożdżówek, w tym chałka (cała! Jak to zrobiłam? Nie wiem. Na dzisiejsze śniadanie) i bułki z budyniem. No po prostu idzie się załamać. Śmiało możecie dać mi w tyłek, że pomimo moich postanowień i kolejnej próby podjęcia się całościowego wyzwania dałam plamę. Zanim zjem coś słodkiego myślę, że lepiej nie, bo nie chcę przytyć, w lato chcę wejść w szorty, a jeśli to zjem to mi się nie uda, a za chwilę mówię sobie, że nie jestem gruba, aż tak i mogę sobie pozwolić. Co jest ze mną nie tak?! I jak tu motywować się jeszcze bardziej? Wczoraj przynajmniej udało mi się zmotywować i zrobić trening. Cały TzG (Trening z Gwiazdami). Czułam jak krople potu spływały mi z pod oczu, jak łzy. Ostatnio po krótkim przemyśleniu powiedziałam sobie, że nie tknę żadnych słodyczy i ruszyłam do wszystkich szafek, żeby pozbyć się kusicieli. Jeden lizak powędrował do mamy, drugi dla koleżanki, słodkie płatki do innych szafek, mimo, że nie moje i tak kusiły. Następnie mama przyszła do mnie ze słodkimi mentosami. No i jak tu się nie załamać. Postanowiłam, że dam je komuś w poniedziałek w szkole ;) Dzisiaj idę jeszcze na urodziny. Urodziny= pizza, chipsy, słone i słodkie przekąski, czekoladki itd. No i co teraz?
  • maksymalnie dwa kawałki pizzy
  • bez ciągłego podjadania orzeszków, chipsów, żelek i cukierków
  • ewentualnie jakiś deser w postaci lodów lub czegoś podobnego
  • kawałek tortu
  • owoce jako zamienniki innych słodyczy
Jeśli nie dotrzymam słowa i złamię choć jeden punkt z powyższych to.. To nie wiem. Wymyślcie jakąś karę ;D Ja kompletnie nie mogę na nic wpaść, a będę musiała się ukarać, bo inaczej nie wezmę tego do siebie uznam, że ''nie było tak źle''. Widać, że wybrałam chyba najbardziej kaloryczne i tuczące rzeczy, ale to w końcu urodziny i musicie mi wybaczyć. Mam nadzieję, że moje biodra również mi odpuszczą tę wyżerkę. Jako nagrodę za dotrzymanie słowa mogę uznać kupienie sobie jakiegoś małego prezenciku w postaci ozdoby do pokoju, pachnącej świeczuszki, wiecie o czym mowa ;) Chciałabym mieć jakieś wsparcie chociaż od Was bo normalnie wsparcie mam od słodkich bułeczek i słodyczy. Jak w tym tygodniu mi się nie uda to się kompletnie załamię.

Przepraszam, że Wam tak truję. Wiem, że Was to zupełnie nie interesuje, ale muszę się gdzieś wygadać. 
Myślę, że na razie to tyle- kolejne moje małe przemyślenia. Do przeczytania ;)

11 marca, 2013

Zmotywowany poniedziałek

W sumie dzisiaj udało mi się trzymać moich 'zasad' i postanowień na ten tydzień. Porcje były małe, nie podjadłam mimo chęci, zero słodyczy. Jedyne czego mogę się uczepić to to, że troszkę mało zdrowo. Śniadanie tradycyjnie owsianka, II śniadanie kanapka, ale z bardzo słabej jakości chleba, po którym miałam zgagę, obiad omletopodobne coś z szynką, ogórkiem zielonym i dynią marynowaną ( <3 ), ale polane resztką sosu czosnkowego z wczorajszej pizzy- zapewne na majonezie, podwieczorek zmiksowany banan, kakao i jogurt grecki, a na kolację tost z dwóch kromek tego niezbyt dobrego chleba, szynki konserwowej i znowu sosu czosnkowego. Mimo to dzień pod względem dietetycznym na plusie ;) Pod koniec dnia złapał mnie mały leń i zamiast uczyć się do jutrzejszego sprawdzianu, siedziałam na laptopie czytając blogi ;D Pewna, że dzisiaj ćwiczyć nie będę siedziałam i siedziałam, aż tu patrzę  '..udostępniła post bezpośrednio Tobie'. Wchodzę, czytam. Zmotywowana, za 5 minut byłam w stroju do ćwiczeń! Nie wiem czy było to zrobione właśnie z takim zamiarem, ale z całego serca dziękuję za to! Za to, że mnie wyciągnęłaś do ćwiczeń. A o kim mowa? O tej świetnej dziewczynie: http://ja-ewa.blogspot.com/. Na prawdę, na prawdę bardzo Ci dziękuję! ;) Tak więc szybko włączyłam rozgrzewkę:
A potem ćwiczenia:
Tym razem 4 filmiki, gdyż zmylił mnie ostatni post Ewy na jej Fanpage'u. Pisała o 4 treningach, a wcześniej było 5. Była to moja mała wymówka, żeby sobie trochę odpuścić, ale i tak dobrze, że zrobiłam chociaż tyle. Po treningu jak wiadomo potrzeba białka, więc tradycyjnie pół szklaneczki ( w sumie mało, ale na prawdę nie mam ochoty na całą) mleka. Czy Wy też po ćwiczeniach kompletnie nie macie ochoty na jedzenie? Mam wrażenie, że zamiast endorfin wydzielam inne hormony, które zalegają w żołądku i sprawiają, że jestem najedzona, bo po treningu jestem bardziej zmęczona i ospała, niż pełna energii ;P

Dosyć już tego. Pora zabrać się za naukę ;P Jest równo 22:22 i właśnie zaczynam się uczyć. Trzymajcie kciuki za jutrzejszy sprawdzian i trzymanie się w diecie i ćwiczeniach. Takie wsparcie jakie otrzymałam dzisiaj na prawdę pomaga. Jesteście tam? Z Wami mi się uda! Dziękuję i również trzymam Was za słowo! W lato będziemy biegać w szortach! ;) 
Takim miłym akcentem kończę tę moją poniedziałkową gadaninę. Słodkich snów ;)


10 marca, 2013

Marcowe przemyślenia

Po obiedzie cały czas myślałam o budyniu kupionym przez mamę. Nie wytrzymałam 3 godzin, ale trochę więcej jak 2 i zjadłam. Miał być mały grzeszek, a wyszły 3. Totalnie się załamałam, że z taką łatwością zjadłam 3 budynie. Najpierw odmawiam sobie najmniejszego kawałka ciasteczka, a później zjadam czysty cukier. Następnie dowiedziałam się, że na kolacje jemy dzisiaj pizzę. No super! Wszystkie starania poszły sobie urlop. Skłoniło mnie to do przemyśleń. Znowu zaczęłam myśleć, że jak będę tak jadła to za nic mi się nie uda schudnąć, a przecież to tylko, a może aż, 5kg. Leżąc i się załamując wpadłam na niesamowity pomysł. Przypomniało mi się, że w styczniu schudłam prawie 3 kg. Postanowiłam zobaczyć ile razy i co ćwiczyłam, co jadłam. Przemyślałam, zapisałam i biorę się jeszcze raz w garść. Plany na tydzień 11-17.03.13:
  • co najmniej 3 razy w tygodniu trening średniointensywny
  • dodatkowo jakaś aktywność typu basen, spacer, łyżwy, rolki (jeśli będzie pogoda i rolki będą kupione zapewne będę jeździła codziennie ;])
  • jeść dużo warzyw
  • owoce nie więcej jak 2 razy dziennie
  • nie podjadać!
  • zero słodyczy w ciągu tygodnia
  • coś słodkiego jedzącego z rozsądkiem i ograniczeniem i/lub pizza (maks. 2 kawałki) na urodzinach (w sobotę idę na urodziny)
  • nie pić słodzonej kawy i wymyślnych mikstur z mleka (z kakaem, cynamonem itp.) między posiłkami, co robię bardzo często, ale tylko dla smaku
  • zacząć pić codziennie jedną szklankę zielonej herbaty (jedna to mało, ale nie przepadam za nią)
  • zmniejszyć porcje
Takie moje małe postanowienia, które mam nadzieję utrzymać przez ten tydzień. Na kolejny tydzień będą kolejne, ale zapewne podobne. Jeśli będę się tego trzymała to myślę, że schudnę, tak jak w styczniu. Mam jeszcze kilka miesięcy, więc nie mogę tego cały czas odkładać i trzeba się wziąć w garść po raz kolejny- niestety. Muszę przyznać, że jestem uzależniona od cukru i dłuższego czasu nie wytrzymam bez czekoladki czy innej słodkości. Nie mogę się tego wyzbyć. Muszę znaleźć źródło i się jak najszybciej tego pozbyć. Jeśli będę miała wsparcie będzie mi lepiej. Mam nadzieję, że jesteście tutaj razem ze mną ;) Tymczasem Was nie męczę i życzę spokojnej nocy.

Włosowe zaopatrzenie + wizyta u fryzjera

Nareszcie, gdy jest niedziela znalazłam chwilę czasu, by dodać kolejny wpis poświęcony moim włosom. Dzisiaj o moich ostatnich zakupach w Rossmannie i wizycie u fryzjera.

 Fryzjer
Do fryzjera na podcięcie końcówek miałam się wybrać 15 lutego. Wizyty były przekładane i przekładane, aż udało mi się tam dotrzeć 4 marca. Nie mam swojego fryzjera bo kiedyś nie wybierałam się tam w ogóle. Nie zwracałam uwagi na stan włosów, chciałam mieć je po prostu długie. Później, raz podcięłam końcówki u fryzjerki niby doświadczonej, ale w jej własnym 'salonie', który trudno nazwać salonem. Jeszcze bardziej straciłam zaufanie do fryzjerów. Następnie dwa razy końce podcinała mi mama nowymi nożyczkami, więc ostrymi, ale były to nożyczki do papieru, a nie do obcinania włosów. Czytając różne strony, blogi itp. o pielęgnacji włosów i okazało się, że niewystarczająco ostre nożyczki nie obcinają, ale miażdżą łuski włosów, więc mając w planach kolejne obcięcie postanowiłam pójść do fryzjera. Jak już pisałam nie miałam i nadal nie mam swojego ulubionego i zaufanego fryzjera. Udałam się więc do poleconego salonu przez koleżankę. Opowiadała, że Pani fryzjerka jest miła i bardzo ładnie i dobrze obcina włosy. Najgorsze kłamstwo jakie słyszałam! Rzeczywiście była miła, ale moje włosy i skóra głowy przeszły tam najgorsze co mogłoby je spotkać. Najpierw jej asystentka umyła mi włosy 3 razy, co na pewno podrażniło w jakimś stopniu skalp. Następnie wytarła je ręcznikiem mocno pocierając, co w efekcie dało splątane jak po 2 tygodniach nie mycia i nie czesania włosów. Można by porównać ich tamtejszy widok do kilkudniowej trwałej. Wyobraźcie to sobie z włosów o takiej długości:
 W przybliżeniu wyglądały tak, tyle, że bardziej pokołtunione:

 

W celu rozczesania asystentka wybrała.. Co? Plastikowy grzebień. Nie dość, że plastikowy, nie dość, że włosy mokre to jeszcze zaczynała od góry kończąc u dołu, a każdy wie, że włosy rozczesuje się rozpoczynając od końców, idąc w stronę czubka głowy, by łatwiej było je rozczesać. Po wyrwaniu połowy włosów nadszedł czas na podcięcie. Z tym było o wiele lepiej. Nie mam żadnych zastrzeżeń oprócz tego, że są obcięte krzywo, co za chwilę zobaczycie na zdjęciu. Na koniec oczywiście suszenie. Suszenie suszarką byłabym w stanie przeżyć bo przecież nie wyjdę z mokrymi włosami, a raz na jakiś czas mi nie zaszkodzi. Jednak po tym co zobaczyłam szczęka mi opadła. Pani fryzjerka wzięła dużą, okrągłą, z metalowymi 'nóżkami' i plastikowymi główkami szczotkę. Przy kolejnym rozczesywaniu czułam wyraźny dźwięk wyrywanych włosów i moja głowa już sama mówiła: "proszę, przestań!". Bolało okropnie! Po podłączeniu suszarki do kontaktu włączyła ją i ręce poszły w ruch. Koniec tej okropnej maszyny przylegał do moich włosów. Za nic w świecie nie suszcie włosów w odległości mniejszej niż 20 cm! W innym wypadku, przy regularnym suszeniu będą suche jak wióry!  

Efekt końcowy
Wygląd włosów był na prawdę ładny, ale sposób wykonania - masakryczny. Może trochę przesadzam, ale nie wiem kto pozwolił takim osobom dotknąć się do suszarki i grzebieni. Żeby nie znać podstawowych zasad suszenia i rozczesywania! Moja głowa bolała jeszcze przez kilka kolejnych godzin i tutaj nic nie wyolbrzymiam. Bolało okropnie. Miałam wrażenie, że więcej włosów zostało mi wyrwanych niż obciętych, a te które się zachowały były na prawdę wytrzymałe. Po myciu (zapomniałam dodać) była użyta zapewne jakaś odżywka, co będzie można zauważyć na zdjęciu poniżej. Jest to jedyna rzecz, która uspokaja mnie w 1 procencie, że moje włosy były ociupinkę zabezpieczone jakimś silikonem. 





Zdjęcia z różnych odległości, z fleszem. Tak jak wspominałam widać, że włosy są krzywo obcięte. Są również postrzępione, co zapewne jest efektem tak agresywnego i niedelikatnego posługiwania się grzebieniem i plastikowo-metalową szczotką. Nigdy więcej nie pójdę do tego salonu i szykuję się na dalsze poszukiwania idealnego fryzjera, którego mam nadzieję znajdę w moim maluteńkim mieście bo jest ich na prawdę dużo (ok.10, może i więcej). 2 już wyeliminowałam ;)


Zakupy w Rossmannie
Pod koniec lutego wybrałam się na zakupy do pobliskiej drogerii w celu zaopatrzenia się w kilka nowości lub dobrze znanych i lubianych produktów. Chciałam marzec uznać za miesiąc dla włosów i rozpocząć całomiesięczną pielęgnację. Tak jak pisałam, miałam zamiar kupić szczotkę z naturalnego włosia, by nie wyrywać dużej ilości włosów, szampon wzmacniający oraz inne odżywki lub preparaty mające poprawić stan moich włosów i skóry głowy. Co kupiłam:


  • Nie znalazłam szczotki z włosia naturalnego, więc kupiłam drewnianą z zaokrąglonymi końcami, ale bez plastikowych czy gumowych końców. W pośpiechu wyrzuciłam opakowanie i nie wiem jakiej jest firmy. Koszt: 19,99 zł.
  • Balsam do włosów suchych i zniszczonych, kupiony z myślą o końcach. Joanna, 3,99 zł, 300 ml.
  • Odżywka intensywnie pielęgnująca, również z myślą o końcach włosów. ISANA, 5,69 zł, 300 ml.
  • Szampon do włosów normalnych z pokrzywą zwyczajną. Green Pharmacy, 7,49 zł, 350 ml.
Niedługo chciałabym dodać recenzje tych produktów, ale muszę najpierw je stosować przez dłuższy czas , by móc prawidłowo ocenić ich działanie. 

Na razie to koniec. Życzę miłego czytania i mam nadzieję, że pojawią się jakieś komentarze na temat kupionych produktów, bądź pielęgnacji włosów- Waszej pielęgnacji. Czekam ;) Miłego dnia! ;]

Chrupiace listki wielozbożowe SUNBITES z owocami leśnymi

Niedziela = więcej czasu = więcej wpisów. Kolejnym produktem poddanym mojej opinii i recenzji na jego temat są chrupiące listki wielozbożowe SUNBITES z owocami leśnymi.
 Listki wielozbożowe SUNBITES z owocami leśnymi, opakowanie 100g.

Dostępność:
Przypuszczam, że można je dostać w każdym możliwym markecie, sklepiku, sklepie osiedlowym, dosłownie wszędzie. 



Wartości odżywcze w 100g:

  • wartość energetyczna: 410 kcal
  • białko: 7g
  • węglowodany: 72g
  • cukry: 25g
  • tłuszcz: 9,5g
  • kwasy tłuszczowe: 1g
  • błonnik: 5g
  • sód: 0,4 g

Skład:
Mąka pszenna, syrop glukozowo-fruktozowy, pełnoziarnista mąka pszenna, skrobia, olej słonecznikowy, cukier, kostka owocowa (7%) [syrop fruktozowy-glukozowy, zagęszczony przecier jabłkowy, zagęszczony przecier (7%)* z jagód,  truskawek, malin i czarnych porzeczek, cukier, substancja utrzymująca wilgoć (glicerol), błonnik pszenny, tłuszcz roślinny, substancja żelująca (pektyna), regulator kwasowości (kwas jabłkowy, kwas cytrynowy), koncentrat jagody i czarnej marchwi, aromat naturalny], płatki owsiane, mąka kukurydziana, otręby pszenne, zarodki pszenne, substancje spulchniające (fosforan monowapniowy, wodorowęglan sodu), emulgator (lecytyna sojowa), aromaty, sól. 
* w różnych proporcjach

Opinia:
Ech, i po co taki długi skład? Dużo czerwonego koloru, prawda? Zaznaczyłam nim to co jest zupełnie zbędne. Zapychacze, spulchniacze i inne na pewno niekonieczne 'składniki'. Pewnie zauważyliście, że jest zaznaczony również błonnik pszenny. W tym wypadku nie jest on taki zły, inaczej jest z kiełbasami, parówkami, wędlinami itp. Jest używany jako zapychacz i wypełniacz do mięsa, tak samo jak woda.
Producent napisał na opakowaniu: "źródło błonnika, z płatkami owsianymi, z pełnym ziarnem zbóż". Błonnika niby trochę jest, ale nie można uznawać tych ciastek za "źródło blonnika". Płatki owsiane są również, ale w minimalnych ilościach. W ciastkach trudno jest je wyczuć, najwyraźniej są zmielone. A co z pełnym ziarnem zbóż? Raczej nie da się ich znaleźć. Wszystko jest zmielone i niewyczuwalne w jedzeniu. W składzie widać zarodki pszenne, otręby pszenne, płatki owsiane, ale znajdują się pod koniec spisu, z czego można wnioskować, że jest ich znikoma ilość. W smaku są całkiem dobre, ale po przeczytaniu składu odechciało mi się ich jeść. Spróbowałam od koleżanki i poprosiłam o zostawienie opakowania, by móc Was przerazić ;) W sumie nie jest najgorzej, ale wolę upiec sama zdrowe i pyszne ciasteczka owsiane z ulubionymi dodatkami.

Średnia cena:
Również nie ja kupowałam, ale z tego co widziałam ceny wahają się w granicach 3-5zł. Jak dla mnie bardzo dużo za takie ciasteczka.

Ogólna ocena:
4,5/6

Lubicie te listki? Jaka jest Wasza opinia? Śmiało, komentujcie! ;)